Nie wiadomo, o czym myślał kierowca renault twingo, gdy wchodził w łuk z prędkością ponad 95 km/h na odcinku, na którym obowiązywało ograniczenie do 50 km/h. Prędkość, śliska nawierzchnia w porannych godzinach, być może nie najlepszy stan opon - to wszystko sprawiło, że samochód wpadł w poślizg.
Po odbiciu się najpierw od jednych a następnie drugich barierek energochłonnych, samochód najpierw zaczął się dymić, a następnie stanął w płomieniach. Kierowca jeszcze chwilę przebywał w samochodzie, aż wreszcie wysiadł, ale pozostawił kamerkę włączoną. Prawdopodobnie była ona bezprzewodowo sparowana z jego telefonem, dzięki czemu ściągnął i udostępnił nagranie, na którym widać, jak samochód staje w ogniu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pytanie jednak, czy było się czym chwalić? Na nagraniu w przyspieszeniu słychać, jak kierowca dzwoni po służby. Przy samochodzie niemal natychmiast pojawili się mundurowi.
Internauci: w sumie dobrze się stało
Komentujący nie mieli litości dla kierowcy, który - ich zdaniem - sam się wyeliminował z ruchu.
Prawie 100 km/h na ograniczeniu do 50. Co może pójść nie tak - z ironią skwitował jeden z internautów.
W sumie dobrze się stało: jednego złoma z wybitym zawieszeniem/łysymi oponami mniej, a dodatkowo kierujący teraz jest bez auta, więc nie stwarza zagrożenia swoją nieumiejętną jazdą. Same plusy - dodał następny.
Komentujący zgodnie przyznali, że najważniejsze, że w tym zdarzeniu nikt, poza kierującym, który zachował się w wyjątkowo niebezpieczny sposób, nie ucierpiał.