Dokładnie w czwartek, 17 czerwca mija 20 lat, odkąd zakończono emisję pierwszej edycji Big Brothera. 17 czerwca 2001 roku, program wygrał Janusz Dzięcioł.
Alicja Walczak to jedna z najbardziej charakterystycznych postaci z pierwszej edycji popularnego reality show. Nie cieszyła się sympatią swoich rywali i była osobą najczęściej nominowaną do opuszczenia domu. Stąd też mówiono na nią pieszczotliwie "Gladiator".
W dodatku potrafiła znieść nawet najbardziej ekstremalne warunki. I trud się opłacił, bo widzowie pokochali ją do tego stopnia, że została w programie aż 3 miesiące i odpadła tuż przed finałem.
Izolacja to ekstremalne warunki. Sami nie wiemy, jak się zachowamy, ponieważ są to warunki odmienne, od tych, w których żyjemy na co dzień. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, co się stanie, tym bardziej, jeśli ktoś – tak jak w moim przypadku – pozostaje w izolacji przez trzy miesiące. Były to ciężkie warunki, nie ukrywam. Co było najtrudniejsze? Jednym z zadań w programie był tydzień wojskowy. Wówczas odezwała się moja dawna kontuzja, wyskoczył mi bark. Lekarz musiał mi go nastawić. Ból był straszny. Tak silny, że nie mogłam oddychać. Ale wewnętrzny duch nie pozwolił mi się poddać i pokazać, że cierpię. Przetrwałam to - wspominała po latach.
Później przyszła choroba ojca, którą bardzo przeżyła. Ale i z tym sobie poradziła. Choć bolesne doświadczenia i czas odcisnęły na niej piętno, wciąż zachwyca urodą. Długie, kruczoczarne włosy i duże oczy przyciągają wzrok. No i ta figura modelki...
Po 20 latach kontakt utrzymała tylko z jednym uczestnikiem. Przyznaje, że w reality show czuła się niezrozumiana.
Wszystkich wspominam miło, ale przyznaję, że w domu Wielkiego Brata nigdy nie czułam się rozumiana, niestety. Byłam osobą najczęściej nominowaną do odejścia. Czułam, że sprawdzali, ile wytrzymam. Może dlatego, że nie plotkowałam i nigdy nie dałam się wciągnąć w żadne intrygi i układy. To nie leży w mojej naturze. Osobą, którą polubiłam najbardziej, był Klaudiusz Sevkovic. Dlaczego on? Bo mamy ze sobą wiele wspólnego. Klaudiusz jest osobą bardzo pozytywną i jest dobrym człowiekiem. Nadal mamy ze sobą kontakt - przyznaje.
Po programie wróciła do swojego rodzinnego Gdańska. Maluje, fotografuje, pisze książki. Skupia się również na rozwoju duchowym. To tam ma piękny i przestronny dom, który jest jej azylem.
Przez kilka lat mieszkała we Włoszech, gdzie była zakochana i marzyła o ślubie, jednak życie napisało inny scenariusz. Dziś jest sama, choć jak przyznaje, otwarta na miłość.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.