Aktualizacja: Kilka godzin po opublikowaniu oświadczenia Steven Harwell zmarł w swoim domu w Idaho. Miał 56 lat.
"Od dziecka chciałem być gwiazdą rocka i występować na wyprzedanych stadionach. Przyznam, że miałem okazję przez chwilę żyć jak we śnie" - mówił kończąc karierę przed dwoma laty, Steven Harwell, frontman i współzałożyciel amerykańskiej grupy Smash Mouth, która na scenie muzycznej pojawiła się w 1994 roku.
Dziesięć lat temu zdiagnozowano u Harwell'a kardiomiopatię, czyli chorobę mięśnia sercowego, która doprowadziła do poważnych konsekwencji, m.in.: niewydolności serca. Muzyk przez lata zmagał się też z uzależnieniem od różnych substancji, w tym od alkoholu.
Teraz bliscy rockmena w oficjalnym oświadczeniu przyznali, że to ostatnie dni życia muzyka, a sam Steve trafił do domowego hospicjum, gdzie przebywa pod stałym monitoringiem lekarzy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Potwierdził to w rozmowie z portalem TMZ menadżer muzyka, który wprost przyznał, że Harwell osiągnął końcowe stadium niewydolności wątroby, a według szacunków lekarzy pozostał mu zaledwie tydzień życia.
Przedstawiciel muzyka dodał także, że "ma nadzieję, że ludzie będą szanować prywatność Steve'a i jego rodziny w tym trudnym czasie".
Koledzy z zespołu Smash Mouth nie skomentowali jeszcze oficjalnie tych doniesień, ale na kanale instagramowym grupy pojawiły się sugestywne, czarno-białe zdjęcia pierwszych kaset zespołu z 1997 roku.
Pod postem pojawiły się także nostalgiczne i pełne współczucia komentarze fanów Smash mouth.
Czytaj także: Chuck Berry nie żyje. Odeszła legenda rock and rolla