W maju Krzysztof Stanowski zarzucił Natalii Janoszek na Kanale Sportowym, że zmyśliła swoją karierę w Bollywood. Aktorka poczuła się pomówiona i zapowiedziała, że będzie walczyć o dobre imię na drodze prawnej. W czerwcu w ramach tzw. zabezpieczenia powództwa, sąd zakazał Stanowskiemu dalszych publikacji z tezą, że Janoszek oszukała odbiorców, mówiąc o swoich zagranicznych dokonaniach.
Stanowski zbytnio się tym nie przejął. Poleciał do Indii, chcąc udowodnić, że Hindusi wcale nie kojarzą "swojej" gwiazdy. Sam przez kilka dni udawał Khrisa Stana Khana, wielką sławę Bollywoodu, która żyje w niebywałym luksusie. Wycieczka kosztowała go, jak ujawnił, ok. 80 tys. zł.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
28 lipca współwłaściciel Kanału Sportowego wypuścił kolejny odcinek opowieści, poświęconej Natalii Janoszek pt. "Bollywoodzkie zero". Zarzucił jej m.in., że sama wmontowała się w zwiastun filmu "The Swing of Things".
- Przestań tkwić w tym urojonym świecie, w tej bajce, którą sobie wymyśliłaś. Nie jesteś żadną Barbie. Jesteś zwykłą dziewczyną, która zmyśliła sobie karierę. Przeproś wszystkich wokół – ludzi, którzy z tobą pracowali, twoją rodzinę, znajomych, wszystkich ludzi, których oszukałaś. I przeproś mnie za to, że musiałem dwa razy obejrzeć 'The Swing of Things' i te wszystkie gó…e produkcje, w których zaliczyłaś epizodyczne role - zwrócił się do aktorki.
CZYTAJ TAKŻE: Natalia Janoszek miała zrezygnować z "365 dni" ze względu na wizerunek. Wersja Blanki Lipińskiej jest inna
Krzysztof Stanowski doskonale wiedział, że łamie orzeczenie sądu. Jednak nie zamierzał za to przepraszać. Czemu? Bo w jego mniemaniu, przyświecał mu wyższy cel.
- Jestem zmuszony stanąć w prawdzie, nagrać ten materiał i później ponieść konsekwencje tego. Nie chcę kpić z powagi sądu i robić dziwnych uników. [...] Teraz możecie mnie zamknąć, wyznaczyć mi grzywnę, ale nie możecie zamknąć mi ust - stwierdził autor.
Jak kara grozi Krzysztofowi Stanowskiemu? W rozmowie z Wirtualnymi Mediami mecenas Jacek Dubois wspomniał o kwocie 15 tys. zł. Podkreślił też, że zakaz publikacji określonych materiałów w ramach tzw. zabezpieczenia nie jest w żadnym razie cenzurą ani zamykaniem ust dziennikarzom.
Nie może być tak, że ktoś dysponujący zapleczem publiczno-medialnym będzie znęcał się, pomawiał, zniesławiał, naruszał dobra osobiste jakiejś osoby i nie będzie żadnej możliwości, żeby go powstrzymać - wyjaśnił prawnik.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.