Księżna Charlene jest nie bez powodu nazywana jedną z najsmutniejszych arystokratek świata. Wszystko za sprawą życia u boku księcia Alberta, które, delikatnie mówiąc, odbiega od bajki. Mówiono o tym, że księżna Charlene próbowała kilka razy uciec od męża - nawet w dniu ślubu.
Jedna z teorii spiskowych głosi też, że księżna nie decyduje się na rozwód, bo mąż szantażuje ją w kwestii opieki nad dziećmi. Ile w tym prawdy pozostaje w sferze domysłów. Pewnym jest jednak, że w życiu Charlene nie dzieje się najlepiej. Sama stroni od wypowiedzi w mediach, za to książę chętnie opowiada o tym, co dzieje się z jego żoną.
W rozmowie z "Journal de Dimanche" wyznał, że ostatni rok był "testem dla jego żony". Nawiązuje rzecz jasna do okresu, w którym opuściła Monako, by pojechać do rodzinnego RPA, by popracować wraz ze swoją fundacją i spotkać się z częścią rodziny, która tam mieszka.
Wizyta miała trwać 10 dni, ale księżna nabawiła się tajemniczej infekcji, przez co jej pobyt trwał przeszło pół roku. Charlene wymagała nie tylko hospitalizacji, ale też operacji. Podobno w wyniku choroby straciła połowę masy ciała. Po powrocie do Monako i tak musiała się poddać kolejnym terapiom. Książę nie kryje, że ucieszył się z powrotu żony.
- Tęskniliśmy bardzo za księżną. Wszyscy byliśmy skrzywdzeni okrutnymi plotkami, które rozsiały się na świecie. Ale mimo wszystko pozostaliśmy zjednoczeni. Rozmawialiśmy często ze sobą - opisuje Albert. - Dzisiaj Charlene jest z nami i to najpiękniejsza rzecz, która się nam przydarzyła. Jest z nią lepiej, w końcu możemy spędzać razem czas. To ulga i radość dla nas wszystkich - dodał.
Radość nie trwała długo, bowiem obecnie księżna znów boryka się z chorobą. Pałac potwierdził, że została zakażona koronawirusem i musi się poddać izolacji.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.