Irena Dziedzic zmarła 5 listopada 2018 r. Jej pochówkiem nikt nie mógł się zając przez kilka miesięcy. Pochowano ją dopiero w 2019 r. Po jej śmierci prowadzone było śledztwo wyjaśniające okoliczności zgonu. Niespełna dwa lata od zdarzenia na jaw wyszły przerażające fakty.
Dziennikarka przepisała swoje mieszkanie na Saskiej Kępie Bogdanowi G. Mężczyzna miał wypłacać prezenterce comiesięczną pensję. Umowa nie uwzględniała kosztów pogrzebu. Po śmierci prezenterki okazało się również, że ma ona 700 tys. zł długów.
Z zeznań mężczyzny wynika, że w domu Dziedzic zauważył sporo brudu i robactwa. Przebywała w fatalnych warunkach.
Dziedzic trafiła do szpitala w czerwcu 2018 r. i tam zaczęło się najgorsze. Pielęgniarka, która się nią zajmowała, zeznała, że dziennikarka złamała nogę, idąc na wizytę do laryngologa. Konieczna była operacja. "Super Express" donosi, że w sierpniu ponownie trzeba było ją operować po tym, jak przewróciła się w toalecie.
Rana nie chciał potem się goić i Dziedzic codziennie miała zmieniane opatrunki. Oprócz tego nie miała zdjętych szwów.
Według PAP Prokuratura Rejonowa Warszawa Praga-Południe umorzyła śledztwo ws. nieumyślnego spowodowania śmierci.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.