9 maja 1987 roku w Polsce doszło do największej katastrofy Polskich Linii Lotniczych LOT. Samolot Ił-62 "Kościuszko" w trakcie podchodzenia do lądowania awaryjnego spadł na ziemię, a wszyscy obecni na pokładzie zginęli.
Na miejsce zdarzenia pojechał były policjant i antyterrorysta Jerzy Dziewulski. Pomógł też dostać się tam Monice Olejnik - młodej wówczas dziennikarce, z którą współpracował wcześniej przy jednym z reportaży.
183 osoby zginęły w Lesie Kabackim
Jak później ustalono, przyczyną wypadku był pęknięty wał turbiny. To on zniszczył całkowicie jeden z silników i wywołał pożar w drugim. Załoga nie mogła nic zrobić.
183 osoby rozbiły się w Lesie Kabackim. Na miejsce zdarzenia pojechał Jerzy Dziewulski, który pełnił funkcję dowódcy jednostki antyterrorystycznej na lotnisku Okęcie w Warszawie. Zanim tam dotarł, dostał jeszcze telefon od redaktora Programu III Polskiego Radia, który poprosił go, by na miejsce katastrofy pomógł dostać się jednej z reporterek. Tą okazała się być Monika Olejnik.
Pamiętam, przyszła taka panienka Marysia czy raczej Monisia i robiła z nami reportaż. Wiedziałem więc, kto to jest, ale Olejnik nie była jeszcze wtedy znana, dopiero w mediach startowała. To była reporterka, taka z mikrofonem biegająca - wyznał później.
Olejnik w 2000 r. wzięła udział w dokumentalnym serialu "Czarny Serial". Tam opowiedziała, co zobaczyła na miejscu zdarzenia.
Widok był makabryczny. Były mnóstwo ludzi i straszny widok na drzewach. Podeszłam do zomowca i się go zapytałam: "Co się stało, czy może mi pan powiedzieć?". A on mówi tak: "Wszystkich rannych odwieźliśmy do szpitala". (...) To było największe przeżycie reporterskie mojego życia. (...) Ja chciałam to wymazać z mojej pamięci, bo to był naprawdę szok. Miałam potworny żal do Sławka, że on mnie wysłał, ale on nie miał innego wyjścia, byłam jedyna" — wspominała dziennikarka.
Czytaj też: Biedronka szaleje. Tak tanio dawno nie było
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.