Muzyk Marcus Birks znany był głównie lokalnej społeczności w Leek w hrabstwie Staffordshire, a także gronu fanów, których z czasem zebrał na Instagramie i swoim kanale YouTube. Miał też swoje niechlubne 5 minut w mediach, kiedy zasłynął swoimi wypowiedziami o COVID-19. Był koronasceptykiem.
W końcu jednak zmienił swoje myślenie o COVID-19, kiedy sam zachorował. Miał poważne problemy z oddychaniem. Niezbędna była pilna hospitalizacja.
To najgorsze uczucie na świecie, kiedy czujesz, że brakuje tchu - mówił (cytują go zagraniczne media).
Wtedy Birks zaczął nawoływać wszystkich, aby zaszczepili się przeciwko koronawirusowi i robił to już do końca życia. Jak podkreślał - to była jego misja.
Pierwsze, co wtedy od razu powiedziałem moim najbliższym, to: zaszczepcie się. Będę to mówił każdej napotkanej osobie.
Sam nie mógł już skorzystać ze zdobyczy medycyny i nie przyjął żadnego z dostępnych preparatów. Zachorował, a w szpitalu, mimo próby udzielenia mu medycznej pomocy przez lekarzy, zmarł. Miał zaledwie 40 lat.
Wkrótce miał zostać ojcem. Jego żona Lisa Birks była nagłą śmiercią męża zdruzgotana.
Odszedł mój mąż i najlepszy przyjaciel, a także moja bratnia dusza - Marcus. Spędziłam z nim ponad połowę mojego życia, odkąd miałam 16 lat. Od 10 lat byliśmy szczęśliwym małżeństwem. Obiecałam mu, że codziennie będę mówić naszemu synkowi, jak bardzo go kocha, jak bardzo jest wyjątkowy i że byłby najlepszym ojcem, o jakim dziecko może tylko pomarzyć - podała w mediach społecznościowych.
Marcus, po zachorowaniu na COVID-19, z dnia na dzień stał się wielkim zwolennikiem szczepień. Niech jego historia będzie znakiem dla wszystkich, że z koronawirusem nie ma żartów.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.