Program "Nasz nowy dom" zmienił życie wielu ludzi. Jedną z bohaterek telewizyjnego show była pani Anna Malinowska z Łodzi. Nie tylko żyła w koszmarnych warunkach, ale także życie mocno ją doświadczyło.
"Nasz nowy dom". Tragiczna historia uczestniczki
Pani Ania w krótkim czasie otrzymała kilka ciosów. Przez lata prowadziła z mężem bar, z którego często korzystali rowerzyści. Właściciel budynku nagle wypowiedział im umowę. To był początek pasma nieszczęść. Pod koniec stycznia 2019 zmarł jej mąż.
To nie był koniec. Pół roku później dowiedziała się, że jej córka ma raka. To był bardzo poważny nowotwór, więc i tutaj nie było szczęśliwego zakończenia. Kobieta zmarła, osieracając córkę.
Czytaj także: "Nasz nowy dom". Nowe fakty. "Zawiedli nas"
Okazało się, że to zaawansowany nowotwór żołądka. Szybko wszystko poszło. Okazało się, że są przerzuty do kości, szpiku kostnego. Nikomu nie życzę, by przeżył śmierć własnego dziecka! - mówi mieszkanka Łodzi.
Anna Malinowska została rodziną zastępczą dla wnuczki. Obie jednak żyły w koszmarnych warunkach. Dlatego pojawił się pomysł, aby zgłosić do programu "Nasz nowy dom". W samą porę, bo dom był opanowany przez grzyb i wilgoć. Katarzyna Dowbor była przerażona.
Ja jestem przerażona tym budynkiem - miejscem, w którym Wy musicie żyć i mieszkać. Takiego grzyba, jak siedem lat robimy ten program, nie widziałam. Te problemy z piecem, z centralnym ogrzewaniem, te podłogi, które się załamują. Nie wspomnę już o łazience i o kuchni, bo tego tak naprawdę nie ma. Ten dom wymaga generalnego remontu, tu trzeba tak naprawdę zmienić wszystko - mówiła prowadząca program.
Życie pani Ani i jej wnuczki na szczęście się zmieniło. Ekipa programu "Nasz nowy dom" podjęła się generalnego remontu, dzięki czemu dziś mogą żyć w komfortowych warunkach.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.