"Nasz nowy dom" od lat cieszy się niesłabnącą popularnością. Wszystko dlatego, że Katarzyna Dowbor, prowadząca wraz z całą ekipą naprawdę pomagają ludziom. A to z kolei podoba się widzom.
Program znacznie różni się jednak od swoich amerykańskich odpowiedników. Produkcja bowiem nie buduje ludziom w potrzebie willi, której rodzina nie byłaby w stanie później utrzymać lub nawet odebrać (a niestety, głośno było o tego typu przypadkach), a po prostu zapewnia im ładnie urządzoną przestrzeń do życia, w której zwyczajnie niczego nie brakuje.
Ciężki kawałek chleba
Okazuje się jednak, że taki program nie jest łatwym wyzwaniem, choć w telewizji pokazane są tylko te "przyjemne" fragmenty. Zdarza się jednak tak, że rodzina nie chce pozbyć się wszystkich starych rzeczy - do niektórych jest po prostu przywiązana. Co w takiej sytuacji?
Jeśli rodzina chce sobie coś zatrzymać, to nam mówi i my te meble zostawiamy, czy to w stodole, czy w komórce, albo oddajemy tym, którzy po te meble przyjeżdżają. - wyznała prowadząca "Dziennikowi Łódzkiemu".
Czytaj też: Mężczyzna "kolekcjonuje" śmieci w mieszkaniu. Ma ich tak dużo, że ledwo do niego wchodzi
Jak widać, taki program nie polega jedynie na przyjeździe ekipy, zburzeniu starego domu i postawieniu nowego. Pod tym wszystkim za każdym razem kryją się emocje, uczucia i przede wszystkim - ludzka historia.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.