Justyna Steczkowska od Sylwestra w TVP nie schodzi z języków wszystkich. Zaczęło się rzecz jasna od tego, że internauci zarzucili jej, że umyślnie zakrywała tęczową opaskę jednego z członków zespołu Black Eyed Peas.
Po ostatnich wydarzeniach sylwestrowych, zrozumiałam, że błędem było to, że zaczęłam odpowiadać na komentarze, paskudne inwektywy w moją stronę, że jestem podczłowiekiem, że to, że tamto... - mówiła we "Wprost".
Myślę sobie: co się z nami wszystkimi stało, że podczas sylwestra, który jest zabawą, gdzie wszyscy powinniśmy się cieszyć i odczepić wreszcie od jakiejkolwiek polityki i ideologii, zaczęliśmy na siebie rzygać? Co się z nami, ludźmi, stało - dodała.
Czuje się okradana
Ona sama idzie z duchem czasu, skupiając się na muzyce. Teraz wyszło na jaw, że aby tak to wyglądało, niekiedy dokłada do interesu. Wszystko dlatego, że czuje się okradana.
Rzecz jasna wolałabym żyć tylko i wyłącznie z muzyki, ale przez takie platformy jak Spotify to marzenie jest chwilowo nie do osiągnięcia. Spotify w dużej mierze okrada nas i cały świat o tym wie. Bez nas go nie ma, a my bez niego byliśmy - powiedziała artystka w wywiadzie.
Ale radzić sobie trzeba. Justyna Steczkowska nie działa zatem jedynie na polu show-biznesowym. Oprócz tego, że gwiazda stara się odzyskiwać "utopione" fundusze "w reklamie, programach, w fotografii", to inwestuje też w nieruchomości.
Jej zdaniem to właśnie ziemia jest cenna, bo nie traci na wartości wraz z upływem czasu: "Kiedy przyszły na świat nasze dzieci, skupiłam się na tym, żeby miały finansowo lżejszy start w życiu niż ja i pomyślałam o różnej formie zabezpieczeń. A potem kupiłam kawałek ziemi, który jest po prostu naszą emeryturą. Ziemia zawsze ma swoją wartość, więc na skromną emeryturę wystarczy - stwierdziła.
Karolina Sobocińska, dziennikarka o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.