Joanna Moro podzieliła się bardzo nieprzyjemną historią. Bohaterką opowieści została jej matka. Kobieta złapała taksówkę w okolicach Dworca Centralnego w Warszawie, a następnie udała się do córki.
Niestety, trafiła na nieuczciwego kierowcę. Do pokonania były cztery kilometry, a końcowy rachunek wyniósł... 400 złotych!
Wystarczyła tylko chwila nieuwagi - matka aktorki nie zerknęła na cennik. Moro postanowiła o wszystkim zawiadomić policję, ale pomocy nie uzyskała. Funkcjonariusze wyjaśnili bowiem, że taksówkarz miał prawo do narzucenia swoich cen za usługę.
Tam powiedziano mi, że nie mogą ścigać kierowcy, ponieważ działa on jako "przewóz osób" i ma prawo do takich cen. Takie firmy nie mają tak uregulowanych cenników, jak tradycyjne taksówki - powiedziała Moro w rozmowie z "Super Expressem".
Czają się na uchodźców
Joanna Moro twierdzi, że tego typu taksówkarze czają się przede wszystkim na osoby przybywające do Polski z innych krajów.
Ci przewoźnicy tylko czekają na podróżnych zza granicy, którzy nie znają takich trików ani nie są świadomi cen - podkreśliła aktorka.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.