Na początku listopada Barbara Kurdej-Szatan wywołała gigantyczną aferę. Właśnie wtedy zamieściła w sieci wulgarny wpis, w którym nazwała funkcjonariuszy Straży Granicznej mordercami.
Ten post odbił się szerokim echem. Kurdej-Szatan straciła pracę w TVP, a ponadto znalazła się na celowniku prokuratury. Celebrytka, zdając sobie sprawę z tego, że naraziła się na wielki kryzys wizerunkowy, zniknęła z mediów.
Teraz do nich powraca. Jakiś czas temu rozmawiała m.in. z Magdą Mołek. Ostatnio natomiast udzieliła dla "Jastrzębowski Wyciska w Salon24.pl".
Prowadzący nie unikał trudnych pytań. Zasugerował, iż Mołek podeszła do sprawy łagodniej. Mało tego. Pokusił się nawet o stwierdzenie, że rozmowa była ustawiona!
Nie jesteśmy przyjaciółkami, nie znamy się prywatnie. Rozmawiałyśmy ze sobą pierwszy raz w życiu. Nie spotkałyśmy się nigdy zawodowo - wyjaśniła Kurdej-Szatan.
Jastrzębowski dokręcił śrubę. Awantura była o włos!
Prowadzący uznał, że razem Kurdej-Szatan, ale i inni celebryci, tak naprawdę nie wiedzą, co się dzieje poza "Warszawką". To mocno zirytowało gwiazdę.
O czym pan mówi? Proszę pana, wychowałam się na blokowisku, miałam również długi, problemy z pieniędzmi, każdy z nas ma jakieś doświadczenia. To, że teraz pracuję w telewizji... - odpowiedziała wyraźnie poirytowana.
- Teraz to chyba pani nie pracuje w telewizji - wtrącił się Jastrzębowski. - Jeszcze tak - odparła natychmiast Kurdej-Szatan, nie kryjąc zdenerwowania.
Później Jastrzębowski przyznał, że faktycznie pojawia się w telewizji, ale białoruskiej. - A dlaczego pokazują mnie w białoruskiej telewizji? - zareagowała Kurdej-Szatan.
Dlatego, że tutejsze media tak rozdmuchały mój wpis. Gdyby nie zrobili afery z tym wpisem, to białoruskie nawet by się o tym nie dowiedziały - podsumowała celebrytka.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.