Anna Przybylska to gwiazda, którą zna i kocha cała Polska. Choć odeszła osiem lat temu, pamięć o aktorce wciąż jest żywa. Pielęgnuje ją rodzina, fani, a także współpracownicy zmarłej na raka mamy, żony i artystki. W piątek 7 października do kin wejdzie film pod tytułem "Ania" poświęcony życiu aktorki.
Choć produkcja powstała pośmiertnie, scenarzysta i reżyser Radosław Piwowarski uważający się za ojca sukcesu Ani Przybylskiej twierdzi, że gwiazda miała szanse na to, by zrobić jeszcze większą karierę. Porównał ją do Julii Roberts i stwierdził, że gdyby Przybylska żyła w USA, z pewnością zdobyłaby Oscara.
Wolałbym tu siedzieć z okazji tego, że Ania dostała Oscara. Gdyby Anka urodziła się na przykład w Ameryce, to byłaby gwiazdą światowego formatu, taką Julią Roberts. Ona miała coś takiego, że ludzie ją kochali - mówił Piwowarski w TVN24.
Rocznica śmierci Ani Przybylskiej. Tego marzenia nie udało jej się spełnić
Choć zapewne wielu aktorów i aktorek marzy o Oskarze będącym zwieńczeniem ich kariery, Ania Przybylska przede wszystkim chciała zobaczyć, jak dorastają jej dzieci. Rodzina była dla gwiazdy bardzo ważna. Było jednak jeszcze coś, co spędzało jej sen z powiek.
Tego marzenia nie udało się spełnić Annie Przybylskiej przed śmiercią. Niezaprzeczalnym jest, że aktorka uchodziła za seksbombę. Była piękną kobietą, której uroda przyciągała, zwłaszcza na ekranie. Aktorka właśnie to chciała zmienić. Czekała aż skończy czterdzieści lat i przestanie być postrzegana jako seksbomba. Chciała zagrać "steraną życiem, brzydką kobietę".
Głęboko w to wierzę, że jeszcze wiele ciekawych rzeczy przede mną i że uda mi się je zrealizować. Z niecierpliwością czekam na te wielkie role, które przyjdą, gdy się zmieni moje emploi, zejdę z piedestału seksbomby oraz matki Polki i będę mogła zagrać steraną życiem, zmęczoną, brzydką kobietę - wyznała w swoim ostatnim wywiadzie udzielonym w lutym 2014 roku "Vivie!".
Czytaj także: Dramat Bożeny z "Sanatorium miłości". "Umierała w domu"
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.