Sylwia Chutnik, pisarka i felietonistka, w najnowszym wywiadzie zdecydowała się odpowiedzieć na dręczące fanów pytania dotyczące swojej orientacji seksualnej. Choć przez kilkanaście lat była w związku z mężczyzną, z którym ma syna, dziś przyznaje, że nie jest heteroseksualna.
Powiedziałam sama do siebie: "Ej, ale na co ty jeszcze czekasz? Aż obozy zaczną nam urządzać?". Jesteśmy najbardziej homofobicznym krajem Unii Europejskiej, co jeszcze musi się wydarzyć? Jakie jeszcze granice mają być przekroczone, bym się odezwała? - oznajmiła w rozmowie z "Repliką".
Pisarka przyznała, że najtrudniejszym momentem w jej życiu była rozmowa z nastoletnim synem.
- On miał 16 lat, a nie jakieś tam trzy, więc żadnej ściemy typu: "A to jest nowa ciocia" być nie mogło. Trudne to cholernie - usiąść i powiedzieć temu 16-latkowi nagle: "Słuchaj no, mama jest lesbijką". Tymczasem syn zachował się tak, że normalnie myślałam: "Jeszcze chwila i poprowadzi warsztat pt. «Jak się zachować, gdy twoja mama outuje się przed tobą»". Zapytałam, czy wie, co to w ogóle jest coming out. "Tak, wiem" - odpowiedział z taką pewnością, jakby przeżył ich tysiące - podkreśliła.
Przy okazji wywiadu Chutnik zdobyła się na jeszcze jedno wyznanie. Rok temu dokonała apostazji.
- Tylko trzy dni mi zabrało wyjście z Kościoła Katolickiego, polecam. (...) Miałam wtedy dyskusję ze znajomymi, że przecież ja w tym Kościele już i tak od dawna nie byłam, a skoro wyszłam, to tak, jakbym wcześniej była. A to, że Kościół zmusił mnie do wypełnienia papierka, jest graniem w ich grę. Katoliczką nie jestem od czasów nastoletnich. Jeśli mnie nagle trzaśnie tramwaj, to żeby mnie nie pochowali przypadkiem z krzyżem. Bo według papierka byłam katoliczką. Zostałam zapisana całkiem nieświadomie w wieku trzech miesięcy jako małe bobo w falbankach - opowiedziała w "Replice".
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.