Szymon Hołownia jest mężem Urszuli Brzezińskiej-Hołowni, pilotki myśliwca MiG-29, uhonorowanej nagrodą Dowódcy Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych za udane lądowanie awaryjne z wyłączonymi silnikami. Para doczekała się dwóch córek - Marii i Elżbiety. Druga z nich urodziła się 13 stycznia tego roku.
Tak się składa, że w dniu 30. Finału WOŚP Hołownia i jego żona obchodzą 6. rocznicę ślubu. Oboje powiedzieli sobie "tak" w 2016 r. w Rzymie. W długim wpisie na Instagramie polityk i szef partii Polska 2050 przyznał, że w ferworze noworodkowego zamieszania zapomnieli o rocznicy. Przypomnieli im o tym ich znajomi.
Czytaj także: Aukcja usunięta. Chcieli wspomóc WOŚP. Owsiak mówi "nie"
Polityk nie ukrywa, że dobrze wspomina swój ślub. Zrelacjonował przy okazji, jak wyglądał ten dzień.
"To był naprawdę fajny ślub. Bardzo nasz. Cywilny - tydzień wcześniej w Warszawie w towarzystwie tylko czworga świadków, kościelny właśnie w Rzymie - i tylko dziesiątka najbliższych z nami. I msza rano, a więc ślubny nie obiad, nie kolacja, a w zasadzie brunch, w fantastycznym miejscu, którego atmosferę i smaki pamiętamy do dzisiaj. No a później - w miasto! Mój ojciec z Marcinem Prokopem byli królami wieczoru…" – napisał.
Hołownia odniósł się także do zdjęcia, które dołączył do wpisu. Wyznał, że bardzo je lubi.
"Zrobił je wieczorem w przeddzień ślubu mój brat @niemirowskistudio. Nie mamy rzecz jasna wtedy jeszcze pojęcia, jaka przyszłość nas czeka, ale patrzymy na nią razem, chyba jednak z nadzieją… :) Dziś wiemy już, że przyniosła nam Manię, Elę, że zabrała moją naprawdę nieodżałowaną teściową Jolę, która była tam z nami…" – czytamy.
W dalszej części Hołownia napisał o tym, że ostatnie 6 lat przyniosło mu mnóstwo radości, trochę łez i zaskakująco mało kłótni.
"Takie tam kłótnie, kłótenki raczej - to oczywiście głównie dzięki temu, że od razu ustaliliśmy sobie, że decyduje stopień - Ula jest kapitanem, ja szeregowym, więc - baczność!" – zażartował.
"To wspólne odkrywanie tego, co za kolejnymi zakrętami, miłość, przyjaźń, partnerstwo, dwa psy, dom, i wieczory takie, jak dziś, gdzie jedna dziewczynka skacze nam po głowach, bo choć już czas na czytanie "Amelii Bedelii", właśnie chowa się w szafie, druga wybudza się co pół godziny, bo chyba boli ją brzuszek, psy jeszcze nie nakarmione, butelki w kolejce do wyparzacza, a jeszcze pralka, zmywarka, segragacja śmieci… Ale mam nadzieję, że mimo to za jakąś godzinę znajdziemy chwilę i siłę żeby usiąść na chwilę, wypić mini toast i uśmiechnąć się do zdjęć, do tego co przed nami. Podziękować za przygodę życia" – zakończył Hołownia.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.