Okazuje się, że w Polsce czasem nawet bycie gwiazdą telewizyjnego show nie przynosi upragnionych kokosów. Jedna z najbardziej popularnych uczestniczek programu "Sanatorium miłości", którą widzowie mogli oglądać w drugiej edycji, w rozmowie z "Faktem" wprost wypowiedziała się na temat sytuacji ekonomicznej polskich emerytów i swojej własnej.
Sławna seniorka przyznała, że obecna sytuacja sprawia, że sama ledwo wiąże koniec z końcem. I gdyby nie pomoc dzieci, nie wie, czy dałaby sobie finansowo radę przy tych cenach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W rozmowie z "Faktem" seniorka zdradziła, że wysokość jej emerytury wynosi zaledwie 1700 złotych.
Miesięcznie na leki wydaję ok. 500 zł, 500 zł wydaję na mieszkanie i to bez rachunków. Mimo że dla zdrowia jem mniej i schudłam już 30 kg, to i tak muszę bardzo oszczędzać. Liczę każdy grosz. Bo kiedyś za 100 zł nakupiłam jedzenia na kilka dni. Teraz jest to niemożliwe. Gdyby nie wsparcie dzieci, to bym chyba wyschła z głodu — tłumaczy Wiesia Judek i dodaje, że tak źle chyba jeszcze nie było.
Emerytka dodaje, że stara się na sytuację patrzeć z wrodzonym optymizmem, ale gdy widzi starsze osoby w gorszej od swojej sytuacji, pęka jej serce.
W Biedronce spotkałam samotną babulinkę, która pertraktowała ze sprzedawczynią, czy może jej tylko sprzedać dwa plasterki wędliny z całego opakowania, mimo że nie było tam stoiska, gdzie sprzedaje się na wagę i trzeba kupić po prostu całą paczkę. Powiedziałam, by wzięła całe opakowanie, a ja jej dopłacę do tego zakupu. Z tego, co obserwuję i rozmawiam z ludźmi, to oni teraz odejmują sobie od buzi. Kupują dwie bułeczki, dwa plasterki wędliny. I tym sposobem nie umierają - podsumowuje gwiazda "Sanatorium miłości" na łamach "Faktu".
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.