Każdy ruch i każda decyzja premiera Mateusza Morawieckiego są śledzone przed media bez wyjątku. Wszak jego stanowisko właśnie na tym polega, a ogromne zainteresowanie nie jest żadną nowością i doświadczali go także poprzednicy. Tym bardziej w sytuacjach, które odbiegają o standardowych, czyli wizyt w Sejmie czy gabinetach Rady Ministrów.
Mateusz Morawiecki sam pochwalił się wypadem do kina w swoich social mediach. Zabrał dwóch synów - Jeremiasza oraz Ignacego - na hollywodzką produkcję "Indiana Jones i artefakt przeznaczenia", czyli ostatni film z serii przygód sympatycznego archeologa, w którego wciela się Harrison Ford.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak przyznał premier, to był bardzo ważny wieczór, na który zapewne może brakować czasu na co dzień. Ale są wakacje, a po okresie intensywnych spotkań trzeba znaleźć czas również dla rodziny, prawda? No i się udało, czego możemy tylko gratulować. Zresztą miny mówią same za siebie: to musiał być udany wieczór.
"Męski wypad na Indiana Jones" - napisał premier Morawiecki.
Oczywiście w komentarzach popisali się internauci, którzy jak zawsze nie zawiedli. Są uwagi złośliwe, są pozytywne, są także te, po których nie jest nam za bardzo do śmiechu. I takie, których nie możemy zacytować, bo przekraczają granice dobrego smaku oraz kultury. Od lewa do prawa, do wyboru oraz do koloru. Jak to w Polsce.
"Zwrócił Pan może uwagę na ceny biletów i popcornu?" - pyta Klaudiusz Slezak.
"A dlaczego nie na jakiś polski, narodowy film...?" - zapytał Przemysław Henzel.
"Panie Premierze wystarczy w Polsce w ciążę zajść i Indiana Jones na żywo" - napisał internauta Drwal.
"Indiana Jones - poszukiwacze zaginionej działki" - dodał złośliwie ktoś inny.
A może po prostu czasem powinniśmy porzucić wojenkę polsko-polską i cieszyć się, że premier ma chwilę dla siebie i swoich bliskich? Przecież to nic dziwnego, że postanowił poświęcić trochę czasu swoim synom, prawda? To już drodzy państwo oceńcie sami.
"Indiana Jones i artefakt przeznaczenia" to piąty i zapewne ostatni film z serii, która stała się kultowa. Archeolog i łowca przygód tym razem musi stawić czoła nazistom pracującym dla NASA oraz zatrzymać niejakiego Vollera, któremu marzą się podróże w czasie. To pierwszy film z Indianą Jonesem, którego nie wyreżyserował Steven Spielberg.