Mijają równo dwa lata od śmierci Krzysztofa Krawczyka. I choć popularny piosenkarz wydawał się być mocno związany z wiarą katolicką okazuje się, że nie był zamknięty także na inne kultury.
W kwestii swojego wizerunku, jak opowiada cytowana przez "Super Express" Ewa Krawczyk, artysta miał nawet radzić się Indian. I jak tłumaczy żona zmarłego przed dwoma laty artysty - poszło o biżuterię.
Dla nikogo nie jest tajemnicą, że jeszcze za życia popularny wokalista kochał się w błyskotkach. Pokaźnych rozmiarów sygnet czy złoty łańcuch to atrybuty, z którymi wielu fanów kojarzy Krzysztofa Krawczyka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nic więc dziwnego, że miejsce na ulubioną biżuterię znalazło się także w trumnie, w której pochowano aktora. Wdowa po wokaliście wspomina o tym w książce "Sława zniesławia".
Czytaj także: Tak kiedyś wyglądała Ewa Krawczyk. Piorunująca zmiana
Żona artysty przyznała, że oprócz mikrofonu, ulubionych perfum i jej portretu uwiecznionego na fotografii, do trumny włożyła dodatkowo parę błyskotek, po to by: " tam, gdzie teraz jest, też mógł się stroić".
Do kieszonki surduta włożyłam moje, a jego ulubione zdjęcia, żeby nie zapomniał o mnie. Miał też mikrofon, który uwielbiał i śpiewał w K&K Studio wszystkie ostatnie płyty - czytamy.
Okazuje się jednak, że biżuteria, którą Krzysztof Krawczyk dzięki zapobiegliwości swojej żony zabrał ze sobą do grobu była wyjątkowa. Wszystko przez to, że jeszcze za życia spotkał na swojej drodze grupę Indian, którzy wprost odradzali mu złotą biżuterię.
Zaczęło się szaleństwo srebra z turkusami. Bo Indianie wykonywali takie ozdoby. Dostał od nich cały komplet takiej biżuterii i długie lata w tym występował - opowiada cytowana przez Super Express Ewa Krawczyk.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.