W 2020 r. Tomasz Stockinger musiał się poddać operacji na otwartym sercu. U gwiazdora "Klanu" zdiagnozowano wadę zastawkową serca. Kiedy trafił do szpitala, jego sytuacja była naprawdę poważna. Aktor leżał i walczył o każdy oddech.
Nie nadawałem się do życia. Trafiłem na OIOM, podłączono mi rurki i kable, byłem zemdlony. Dopiero dwa tygodnie później, po operacji, już w innym szpitalu, było trochę lepiej – mówił dwa lata temu.
Po operacji Stockinger musiał włożyć dużo pracy, by wrócić do lepszego zdrowia. Aktor znany z roli w serialu "Klan" odniósł się ostatnio do tego w rozmowie z tygodnikiem "Życie na gorąco". Przyznał, że ma ostatnio trudniejszy czas w życiu.
Sam byłem zaskoczony tym, co się stało, bo nigdy wcześniej nie byłem w szpitalu i nie miałem kłopotów z sercem. Gdyby mi się to przytrafiło 25 lat wcześniej, to pewnie byłoby już po mnie. Ale dzięki postępowi w medycynie takie operacje są już niemal rutynowe. To było najtrudniejsze doświadczenie w moim życiu. Na szczęście szybko doszedłem do siebie i zacząłem grać w tenisa – wyznał.
Gdy dziennikarz gazety zapytał go, czy czuje się emerytem, 67-letni aktor stwierdził, że różnie z tym bywa.
Czasami jestem przemęczony, ale to wynika z tego, jaką sytuację mamy w Polsce i na świecie. Wystarczy włączyć jakiś serwis informacyjny, żeby się o tym przekonać. Trudno wtedy myśleć o przyszłości w różowych kolorach. Ale bywają dni, kiedy czuję się znakomicie, zwłaszcza kiedy jestem w coś zaangażowany, np. w opiekę nad Adasiem (wnuk aktora - przyp. red.), grę w tenisa lub jestem na basenie – powiedział.
Jego zdaniem trzeba pracować nie tylko nad kondycją fizyczną, ale też nad pogodą ducha. - Tego potrzebujemy na co dzień, żeby być odpornym na różne zagrożenia i lęki - dodał.
Czytaj także: Podszywał się pod uchodźcę z Ukrainy. Żebrał pod sklepem
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.