Marek Sierocki i Aleksander Sikora nie zbierają wśród widzów najlepszych ocen za relacje z Eurowizji. W sieci powtarzają się zarzuty za nieciekawe i banalne informacje o wykonawcach, przekręcanie ich nazwisk i zagłuszanie fragmentów piosenek, aby skończyć dłuższą myśl. Niektórzy zatęsknili nawet za Arturem Orzechem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pewnym wytłumaczeniem dla Sierockiego może być fakt, że nie pracuje w zbyt komfortowych warunkach. Tak tłumaczy się legenda TVP:
Trudno jest komentować z warszawskiej "dziupli" komentatorskiej, nie będąc na miejscu i nie czując na własnej skórze atmosfery tego wydarzenia - powiedział w rozmowie z Wirtualną Polską.
Dziennikarz jest pod wrażeniem występu Blanki, która awansowała do festiwalowego finału. Co najbardziej go urzekło?
Z zawodowego punktu widzenia obserwowałem, jak sobie poradziła z ogromnym hejtem, który dotknął ją po zwycięstwie w eliminacjach. I nie ukrywam, byłem zachwycony tym, jak to wszystko przetrwała, a wręcz jak to ją wzmocniło. Porównując jej występ z preselekcji z tym, co pokazała w Liverpoolu, byłem pełen podziwu. Pod względem jej prezencji, głosu, jakości układu tanecznego i oprawy to był zupełnie inny świat - stwierdził komentator.
Marek Sierocki przyznał, że w czasie czwartkowego półfinału, gdy szło o nasze "być albo nie być", udzieliły mu się ogromne emocje. Być może dlatego zaliczył małą wpadkę.
Kiedy na scenie pojawił się zespół reprezentujący San Marino, zapowiedziałem go jako gości z... San Remo. Miało to oczywiście pewne uzasadnienie: ta grupa rzeczywiście występowała na tym słynnym włoskim festiwalu, chciałem o tym powiedzieć, ale z emocji wyszedł mi taki zaskakujący skrót myślowy. To był ewidentnie mój błąd i moje przejęzyczenie, za które przepraszam. I mocno pozdrawiam tych wszystkich, u których wywołało to śmiech, bo zdrowego śmiechu nigdy za wiele - podsumował specjalnie dla Wirtualnej Polski.
Finał Eurowizji już w sobotę. Start o 21.00.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.