Marcin Daniec to jeden z najbardziej doświadczonych satyryków na polskiej scenie. Od lat bawi widzów, choć zmieniają się czasy i widownia. Kabareciarz zauważa rzecz jasna te zmiany i programy sceniczne dostosowuje do okoliczności i klimatów społeczno-politycznych.
Przyznaje jednak, że nie zawsze jego dowcipy trafiają do widowni. Nieszczególnie się tym przejmuje, ale od zawsze trzyma się określonych zasad w tworzeniu skeczy.
- Zawsze miałem. Nie ma mowy o "kopaniu leżącego", o używaniu nazwisk, o śmianiu się z poważnych chorób, z tematu śmierci i przeklinaniu. Mam taką metodę, że śmiech nie musi pochodzić z każdego miejsca na widowni i dowcip nie musi obsesyjnie gonić kolejnego - powiedział w rozmowie z "Twoim Imperium".
W krótkim wywiadzie wyjawił też, jak wyglądają kulisy powstawania jego programów. Wyznał też, z czego śmieją się dzisiejsi satyrycy. Komu, jego zdaniem, "obrywa się" najbardziej?
- Generalnie, zmian nie ma. Zawsze "panowie z góry", jak określam polityków, dostarczali nam gotowych tekstów, wymagających jedynie "oszlifowania". My też dostarczamy tematów do kabaretu. Mówię "my", ponieważ nigdy nie robię programów o was, tylko o nas. W tym jest ogromna porcja autoironii. Jednak chętniej śmiejemy się z brata, szwagra, księdza, policjanta, polityka, sąsiada niż z samych siebie. Wymyśliłem kiedyś taką teorię, że dopóki będzie istniał człowiek, będzie istniał kabaret - podsumował w wywiadzie.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.