Violetta Villas to światowa legenda. Urodzona w Belgii Czesława Gospodarek z domu Cieślak, bo tak naprawdę nazywała się artystka, dziś miałaby 83 lata.
Miała słuch absolutny, grała na fortepianie, puzonie i skrzypcach. Biegle mówiła po polsku, francusku i rosyjsku. W prasie francuskiej i amerykańskiej określana jako "głos ery atomowej" oraz "biały kruk wokalistyki światowej".
Była gwiazdą Casino de Paris. Współpracowała m.in. z Frankiem Sinatrą. W Polsce jednak była niedoceniana, często nazywano ją "królową kiczu".
Umierała w męczarniach
Niedługo minie 10 lat od kiedy diwa odeszła.
To było przerażające. Musiała przejść udar, bo nie miała jednej czwartej części mózgu. Pomagałam rodzinie Violetty w znalezieniu lekarza, który zinterpretuje te wyniki, i to, czego się dowiedzieliśmy, wskazuje na to, że musiała bardzo cierpieć przed śmiercią i z pewnością nie była leczona - pisała dziennikarka Mariola Pietraszek, która widziała dokumentację z sekcji zwłok gwiazdy.
Po ośmiu latach okoliczności śmierci gwiazdy zostały wyjaśnione. W czerwcu 2019 roku Elżbieta B., opiekunka Violetty Villas w ostatnich latach jej życia, usłyszała wyrok 1,5 roku bezwzględnego więzienia za psychiczne i fizyczne znęcanie się nad artystką.
Gwiazda jednak po dziś dzień jest w sercach fanów. Ostatnio w sieci pojawiły się zdjęcia grobu artystki, na których widać znicze i kwiaty. Po 1. listopada zapewne będzie ich znacznie więcej.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.