Joanna Przetakiewicz nie bez powodu uchodzi za bizneswoman z krwi i kości. Choć z wykształcenia jest radcą prawnym, warszawianka zdecydowała się w 2010 roku poświęcić swojej największej pasji i powołała do życia markę odzieżową La Mania. Zainspirowała ją ponoć do tego rozmowa z legendą świata mody, Karlem Lagerfeldem. Brand projektantki wsparł jej ówczesny, dysponujący miliardami złotych, partner, Jan Kulczyk.
Teraz okazuje się, że przed laty Przetakiewicz blisko współpracowała ze słynną influencerką Martą Rentel, znana lepiej jako Martirenti. 26-latka bije rekordy popularności w sieci: jej profil na TikToku obserwuje ponad 2,8 mln osób, z kolei na Instagramie - ponad 700 tysięcy. Za czasów pracy dla Joasi celebrytka mogła tylko pomarzyć o takich zasięgach. Swoimi wspomnieniami Marta postanowiła podzielić się w wywiadzie z Pomponikiem:
Byłam modelką techniczną, czyli szyli na mnie ubrania w rozmiarze 36, które trafiały do sklepu, jak na mnie idealnie leżały. Bo ja miałam takie wymiary 36 książkowe. Ściągali ze mnie wymiary, szyli, a potem ja zakładałam i poprawiali na ciele, a ja tak stałam. Czasem kłuli...
Martirenti podjęła się pracy w La Manii, gdy była jeszcze w szkole. 26-letnia celebrytka nie ukrywa, że pensja u Joanny była dość skromna.
Ja miałam 15 złotych za godzinę, a chodziłam jeszcze do szkoły. To była jakaś umowa, śmieciowa raczej. Jak się udało z tysiąc złotych na miesiąc, to byłam szczęśliwa, że hej. Uczyłam się i pracowałam.
Choć Marta nie zarabiała wtedy kokosów, influencerka ma same dobre wspomnienia związane z byłą szefową. 26-latka przekonuje, że sporo się nauczyła od Przetakiewicz.
Ostatnio spotkałam panią Joannę i powiedziałam jej, że śmiesznie było. Latałam do Londynu na showroomy i byłam tam modelką pokazującą kolekcję. Nawet u pani Joanny spałam kiedyś w sypialni. I czasami pizzę mi zamawiała, jak zostawałyśmy dłużej. Ona bardzo dużo pracowała.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.