Karolina Kołodziejczyk, Wirtualna Polska: Jak Pani dowiedziała się, że syn jest homoseksualistą?
Ewa Miastkowska: Bartek “wyoutował” mi się, gdy miał 16 lat. A właściwie domyśliłam się, gdy poszliśmy do kina na “Tajemnicę Brokeback Mountain”. Podczas seansu popłakał się, był bardzo wzruszony. Długo zastanawiałam się, dlaczego akurat ten film tak go poruszył. Potem wszystko zaczęło mi się układać w całość. Różne zdarzenia i obrazy z jego życia, jak puzzle. Po tamtym pamiętnym seansie zapytałam go wprost, czy jest gejem. Odparł, że tak. Zaczęłam beczeć.
Dlaczego?
Bartek cieszył się sporą popularnością w szkole. Przystojny, mądry, fajny. Gdy powiedział, że jest gejem, od razu zaczęłam tęsknić za wizją fajnej dziewczyny, z którą mógłby stworzyć rodzinę. Ale stopniowo to sobie poukładałam.
Z kolei mąż zareagował rewelacyjnie, to nie był dla niego temat do roztrząsania. “Bartek to jest Bartek, czy on się zmienił? Jest taki sam jak wcześniej, nie ma tematu do dyskusji” - mówił. Na pewno to przeżył, co do tego nie mam wątpliwości. Natomiast od razu przybrał taką zdecydowaną postawę i nie zmienił jej aż do dzisiaj.
A ja najpierw przechodziłam przez etap żałoby, później miałam wrażenie, że wszystko posypało się jak domek z kart. A następnie musiałam zbudować świat na nowo. Teraz pogodziłam się z tym, że nie będę miała synowej, tylko zięcia.
Ostatnio za sprawą wywiadu wiceprezydenta Warszawy, Pawła Rabieja, rozgorzała dyskusja na temat adopcji dzieci przez pary jednopłciowe. Co Pani na to?
Jak można sobie wyobrazić pełnię praw bez możliwości kształtowania swojej rodziny? Podstawowym prawem człowieka jest prawo do posiadania lub nieposiadania dzieci. To nie jest tak, że osoby homoseksualne są bezpłodne, często mają dzieci z poprzednich związków, a ich sytuacja prawna jest kompletnie nieustabilizowana.
Jarosław Kaczyński mówi wprost: “wara od naszych dzieci”.
To jest cyniczne wykorzystanie wypowiedzi Pawła Rabieja w kampanii wyborczej. O których dzieciach prezes mówi? Czy chodzi mu o to, ze małżeństwom heteroseksualnym będą odbierane dzieci i - w ramach wyrównania szans - zostaną przekazane parom jednopłciowym?
Niektórzy wskazują na to, że model tradycyjnej rodziny może zostać zagrożony.
Słyszę tę argumentację od wielu lat, ale ja tego zagrożenia nie potrafię dostrzec. Czy legalizacja związków par jednopłciowych spowoduje rozpad związków heteroseksualnych? Będzie więcej rozwodów? Dla mnie to nielogiczne. Z kolei to etapowanie, o którym mówił Paweł Rabiej - najpierw związki partnerskie, potem legalizacja małżeństw homoseksualnych aż w końcu adopcja przez nich dzieci - to nic innego jak wzmocnienie rodziny. Zapewnienie mniejszości ich podstawowych praw.
Tu też chodzi o postrzeganie osób homoseksualnych wyłącznie przez pryzmat ich seksualności. Pojawia się strach, że mogą zdeprawować dzieci, bo będą obnosić się ze swoją seksualnością. Chwila - przecież homoseksualiści mogą uprawiać seks, nikt im tego nie zakazuje. Chcą jedynie równych praw w zakresie zakładania małżeństw. A w imię trwałości rodziny zabrania się im zakładania rodzin. To nielogiczne.
“Mamy nadzieję, że nie będzie Pan budował chwilowego sukcesu politycznego kosztem bezpieczeństwa naszych dzieci” - napisała Pani w liście otwartym do prezesa PiS jako członek stowarzyszenia “My, Rodzice”. Mam rozumieć, że to bezpieczeństwo jest zagrożone?
Przez taką narrację jak najbardziej. Nie jesteśmy społeczeństwem otwartym, to może wywołać agresję i zaktywować homofobów. Z kolei młody człowiek, który odkrywa, że zalicza się do mniejszości wycofuje się i wchodzi do szafy. Łatwo go zranić i doprowadzić do depresji.
Jest jakaś reakcja na Pani list otwarty? Czy ktoś z polityków PiS kontaktował się z Państwem w tej sprawie?
Nie, ale chciałabym, żeby pojawiła się jakaś reakcja. Gdyby ktoś zaproponował spotkanie - na przykład prezes Kaczyński – na pewno bym nie odmówiła.
Co by pani powiedziała panu Kaczyńskiemu?
Poprosiłabym, by nie rozgrzewał takich nastrojów wokół naszych dzieci. Sądzę, że on i pozostali politycy PiS doskonale zdają sobie sprawę z tego, że osoby homoseksualne są normalną częścią społeczeństwa. Świadczy o tym chociażby spotkanie z ministrem Adamem Lipińskim (pełnomocnik rządu ds. równego traktowania - przyp. red.) ws. organizacji zajęć antydyskryminacyjnych w szkołach po samobójstwie nastoletniego Kacpra z Gorczyna.
Zaczęliśmy rozmowę od tego, kim są osoby LGBT. Minister przerwał nam, mówiąc: “ale my to wszystko wiemy”. Obiecał nam pomóc, ale zaznaczył, że nie zgodzi się na "wejście aktywistów” LGBT do szkół. Zamiast tego zaproponował dodatkowe szkolenia dla nauczycieli. Ucieszyłam się na tę wiadomość. Umówiliśmy się na kolejną rozmowę, ale kontakt został zerwany. Nie odezwano się już do nas.
Czy zawsze tak wyglądało podejście polityków do środowiska LGBT?
Za czasów rządów Platformy Obywatelskiej byliśmy niewidoczni. Nigdy nie było dobrego momentu, by poprawić naszą sytuację. Zawsze było za wcześnie, tłumaczono, że społeczeństwo nie jest wystarczająco dojrzałe. A tak naprawdę każda chwila jest dobra, by naprawić to, co złe. Teraz politycy PO zwyczajnie się boją, bo nie wiedzą, jaki może być skutek otwartej dyskusji o LGBT.
Wcześniej byliśmy przezroczystą grupą. Teraz jest o tyle gorzej, że jesteśmy widoczni, ale przedstawiani w złym świetle. Tylko po to, by nas zaatakować.
Czy szansą na poprawę praw LGBT w Polsce jest Robert Biedroń i jego partia Wiosna?
To jest duża szansa dla naszego kraju. To, co dzieje się w Polsce, to nie jest pełna demokracja, jeśli chodzi o prawa LGBT i równouprawnienie kobiet. Czy to jest demokracja, jeśli godzimy się na to, by tylko pewna grupa w społeczeństwie miała pełnię praw? Nawet przez moment z mężem chcieliśmy w ramach manifestu rozwieść się, by pokazać, że nasz syn nie może wziąć ślubu w Polsce. Na razie porzuciliśmy ten pomysł, ale może do niego wrócimy.
Jak pani ocenia ruch Rafała Trzaskowskiego i wprowadzenie Karty LGBT+?
Jestem zachwycona. Ale warto zauważyć, że pierwszy krok w stronę środowisk LGBT zrobił Paweł Adamowicz, który podpisał Kartę Różnorodności w Gdańsku. Uważam, że Trzaskowski zachował się jak europejskiej klasy polityk. Najbardziej podoba mi się pomysł budowy hostelu dla osób LGBT. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że często rodzice wyrzucają synów i córki z domu po tym, jak ujawnią swoją orientację. Zostają z reklamówką w ręku, słyszą “adios, nie jesteś już naszym dzieckiem”. Nie mają środków do życia, na zdobycie wykształcenia. Takie hostele to szansa na odbicie się od dna.
Było dużo kontrowersji wokół tego, dlaczego Trzaskowski nie podpisał tej karty przed wyborami. A moim zdaniem to był rozsądny krok. Nie wiadomo, czy wtedy nie rozpętałaby się jeszcze większa nagonka w gorącym okresie kampanii. Może to lepiej, że dopiero teraz przetacza się fala hejtu i nienawiści, ale za podpisanie karty jestem prezydentowi wdzięczna.
Największe kontrowersje budzi pomysł wprowadzenia edukacji seksualnej do warszawskich szkół. Pojawiają się zarzuty o to, że jest to próba seksualizacji dzieci.
To kolejne cyniczne zniekształcenie. W wytycznych WHO nie ma mowy o uczeniu jakichkolwiek zachowań seksualnych na przykład masturbacji. To są jedynie opisy etapów rozwoju dziecka. Te wytyczne to wskazówki dla nauczycieli i wychowawców po to, by nie piętnować naturalnych faz rozwojowych dzieci i nie budować nienawiści wobec samego siebie.
Podczas naszej rozmowy mówiła Pani o sobie i środowisku LGBT jako “my”. Ale przecież pani nie jest osobą homoseksualną.
(po dłuższej chwili) My też żyjemy w ukryciu.
Rodzice osób LGBT?
Tak. Ja po kilku latach różnych doświadczeń mówię o tym otwarcie, że mój syn jest gejem. Mam za sobą moje własne osobiste “coming outy”, ale niektórzy rodzice nie mogą otwarcie mówić o orientacji swojego dziecka.
W stowarzyszeniu “My, rodzice” jest matka, która samotnie wychowuje syna i pracuje jako nauczycielka w szkole katolickiej. Boi się, że zostałaby po prostu wyrzucona z pracy pod pretekstem redukcji etatów, gdyby ktoś się dowiedział, że jej syn jest osobą homoseksualną.
My, rodzice też jesteśmy LGBT. Nas też dotyka niechęć i dyskryminacja. My również nie jesteśmy w stanie powiedzieć pełnej prawdy o sobie.
Dużo mówimy o osobach homoseksualnych, ale w środowisku osób ze środowiska LGBT są również osoby transpłciowe. Z czym oni muszą się zmagać? A z czym muszą walczyć ich rodzice?
Wyobraźmy sobie: wychowujemy przez lata dziewczynkę. Mamy swoje wyobrażenia, plany wobec niej. I nagle okazuje się, że nasza córka jest chłopcem. To jest moment symbolicznej "śmierci" osoby o konkretnej płci, rodzic przeżywa żałobę po swoim dziecku. Nie tylko zabiegi medycznej korekcji płci są trudne. By tego dokonać dziecko musi pozwać rodziców, czyli stworzyć konflikt prawny, mimo że go w rzeczywistości może nie być
Czym się zajmuje stowarzyszenie “My, rodzice”? Jak pani trafiła do tej organizacji?
To było po śmierci nastoletniego Dominika w 2015 roku. Poczułam, że sam fakt akceptacji mojego dziecka to za mało. Trafiłam do Akademii Zaangażowanego Rodzica prowadzonej przez Katarzynę Remin z ramienia Kampanii Przeciwko Homofobii, a później zawiązaliśmy stowarzyszenie “My, rodzice”. Skupiamy się głównie na organizowaniu grup wsparcia dla matek i ojców, którzy muszą przejść przez trudny okres "coming outu" dziecka.
Ostatnio zgłosiła się do nas jedna z matek, której syn będący po trzydziestce oświadczył, że jest gejem. Ona z kolei szykowała się, by zostać babcią. To jednak nie wszystko: rozwijała firmę z myślą o wnukach. Gdy usłyszała od syna, że od sześciu lat jest w związku z mężczyzną i chcą zamieszkać razem to życie jej się zawaliło na głowę. W rozmowach ze mną często mówiła: “wolałabym nie żyć”. Teraz dopiero dochodzi do siebie.
Jakie pytania rodzice zadają podczas spotkań?
Czy można to leczyć? Czy to minie? Czy to już na zawsze? Ostatnio rozmawiałam z mamą, która zadzwoniła do nas na fali słów pana prezesa. Powiedziała, że “akceptuje swoją córkę taką jaka jest, ale nie może się z tym do końca pogodzić, że ona tak z dziewczyną”. Wybrała się do psychologa, ale jak mówiła: “on jeszcze mniej wiedział od niej o homoseksualizmie”.
Powtarzam: to jest dramat tego pierwszego okresu. To są nasze wyobrażenia, których sobie nie uzmysławiamy. Widzimy heteronormę, bo żyjemy w niej. Po “coming oucie” rodzice z dziećmi muszą zbudować dla siebie nową rzeczywistość.
Czy ma Pani jakiś apel dla rodziców osób LGBT?
Kochajcie swoje dzieci. Nie odrzucajcie ich przez to, że nie spełniają waszych wyobrażeń. Bo to, co łączy rodziców osób homoseksualnych z rodzicami osób heteroseksualnych to te same oczekiwania: by nasi synowie i córki były szczęśliwe, spełniały się zawodowo i rodzinnie.
I jeszcze jedno. Nawet jeśli nie potraficie teraz w sobie znaleźć zrozumienia to, gdy zrezygnujecie z relacji z dzieckiem, będziecie tego bardzo żałować. Nawet jeśli teraz to jest dla was bardzo trudne, to wkrótce zrozumiecie, że wasze dziecko to dobry człowiek. Wart miłości i akceptacji.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.