Matka brytyjskiego artysty miała urodzić go w wieku 14 lat. Philip twierdzi, że naprawdę nazywa się Roberto Sendoya Escobar. Ma też dokument wydany po chrzcie, na którym widnieje nazwisko przestępcy - podaje "The Sun".
53-latek przyznaje, że boi się o siebie i swoją rodzinę. Mężczyzna nie tylko nosi przy sobie pistolet, lecz także z nim śpi. - Ta sama krew, ta sama rodzina, w tych kręgach tak to działa - tłumaczy się Witcomb, który obecnie mieszka na Majorce z żoną i trojgiem dzieci.
Philip spędził pierwsze 4 miesiące życia w katolickim sierocińcu w Bogocie. Po tym czasie został adoptowany przez Brytyjczyków Patricka i Joan Witcombów. Jak twierdzi, dowiedział się, kto jest jego biologicznym ojcem, dopiero w wieku 24 lat.
Tak naprawdę wcześniej nie słyszałem o Pablo Escobarze, więc nie byłem świadomy tego, co zrobił. Ale gdy tata wszystko mi powiedział, nie mogłem w to uwierzyć. To był ogromny wstrząs, przez który zacząłem roztrząsać całe swoje życie - mówi 53-latek.
Escobar wspiął się na wyżyny władzy w późnych latach 80. To właśnie wtedy Philip poznał swoje korzenie. Baron narkotykowy został zastrzelony w roku 1993 po tym, jak sam zamordował tysiące niewinnych ludzi, w tym polityków i sędziów.
Witcom utrzymuje, że w pewnym momencie Escobar upomniał się o niego. Niestety artyście nigdy nie udało się odnaleźć biologicznej matki. Po jakimś czasie dowiedział się, że zmarła. Jak przyznaje, wciąż trudno jest mu pogodzić się z tą wiadomością.
_Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.