W środę popołudniu toś zadzwonił do fundacji z prośbą o pomoc dla konia. Lekarze w ciągu godziny byli pod wskazanym adresem, ale było już za późno na pomoc. Ich zdaniem klacz cierpiała przez kilka ostatnich dni, przez co obrażenia były tak rozległe, że nie udało się jej uratować. "Na pomoc było za późno choć bardzo chcieliśmy ją ratować.Tak bardzo walczyła do końca (...) bardzo chciała żyć! Podnosiła głowę i z pokorą w bólu znosiła badania. Niestety te potwierdziły, że jest za późno" - napisali na Facebooku.
Zwierzę było zmasakrowane, miało odleżyny, złamaną kość udową, rany na ciele i zaszytą ranę w pachwinie. Właściciel konia nie powiedział, kto dokonał tego zabiegu. Pracownicy fundacji "Viva" są zbulwersowani tym, co się stało i zapowiadają, że nie odpuszczą sprawy. Niedługo zostanie przeprowadzona sekcja zwłok, która wskaże, jak bardzo rozległe były obrażenie. W komentarzach pod ich postem czytamy, że sprawa została już zgłoszona do prokuratury. "Wiemy jedno ten człowiek musi ponieść karę, jednak to nie wróci jej życia!" - stwierdzili.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.