Mateusz Masternak znakomicie rozpoczął walkę z Chrisem Billamem-Smithem. Polak w początkowych rundach uderzał celniej i dominował swojego rywala. Wystarczy tylko powiedzieć, że po siedmiu odsłonach Masternak wygrywał w rundach 5:2.
Niestety, polski bokser był zmuszony przerwać pojedynek w przerwie po siódmej rundzie. Masternak doznał złamania żeber i w wyniku kontuzji musiał zrezygnować z dalszej walki, w efekcie czego mistrzem świata pozostał jego rywal.
Ze względu na przebieg starcia i dominację Masternaka nad rywalem, wiele osób rozpatrywało kontuzję polskiego boksera w kategorii pecha. Taką opinią podzielił się między innymi Janusz Pindera. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych komentatorów boksu w Polsce napisał na swoim profilu w serwisie X:
Pech to mało powiedziane. Prowadził w rundach 5:2, szedł po mistrzowski pas, i nagle koniec. Jestem przekonany, że wygrałby ten pojedynek, być może przed czasem, ale to już historia. Smutna historia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nieco inaczej przebieg pojedynku ocenia Krzysztof Stanowski. Popularny dziennikarz zwrócił uwagę, że żebra Masternaka zostały złamane w wyniku ciosów rywala, dlatego w tej sytuacji nie należy mówić o pechu.
Pan Janusz jest wielkim specem i mam dla niego wyłącznie szacunek, ale jednak jakaś szczeniacka myśl chodzi mi po głowie. Mianowicie... Nie chce wyjść na przesadnego cynika, ale jak rozumiem to żebro nie złamało się samo, tylko na skutek ciosów rywala. I chyba o to w boksie chodzi. Gdyby połamała się kość policzkowa to też byłby to pech? - napisał, udostępniając post Pindery.
Opinia Stanowskiego podzieliła internautów. Niektórzy zgadzali się z jego zdaniem, inni natomiast wskazali, że można mówić o pechu, gdyż złamanie żeber to dosyć rzadka kontuzja w boksie. Jeden z komentujących zauważył, że nieznane są okoliczności, w jakich Masternak nabawił się urazu, a jego złamanie żeber mogło wynikać zarówno z czystego ciosu przeciwnika, jak i przypadkowego uderzenia w trakcie klinczu.