Zakończenie gali Fame MMA zdecydowanie nie przypadło do gustu kibicom, którzy swoje niezadowolenie postanowili wyrazić za pomocą gwizdów. A to z tego powodu, że ostatecznie nie doszło do finalizacji double main eventu.
Amadeusz "Ferrari" Roślik pokonał - na punkty, po trzech rundach - Kacpra Błońskiego, ale medycy nie dopuścili go do drugiej walki - z Marcinem Dubielem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pęknięty oczodół, złamany nos oraz rozcięty łuk brwiowy - to lista obrażeń, jakie stwierdzono u Roślika. Choć sam palił się do walki i chciał wyjść także na Dubiela, organizatorzy gali nie zamierzali podjąć takiego ryzyka. Mogłoby ono mieć bowiem dla nich poważne konsekwencje.
Dubiel po zakończeniu gali porozmawiał z Mateuszem Kaniowskim. I zaskoczył, bo w pewnym momencie rzucił kwotę, którą można było odbierać tak, jakby otrzymał ją za to, że nie wyszedł do klatki w sobotni wieczór.
To najłatwiejsze półtorej bańki w moim życiu - stwierdził.
Jeden z włodarzy Fame MMA, Michał "Boxdel" Baron, na kanale Aferki na YouTube zabrał głos w tej sprawie. Postanowił szybko i konkretnie odnieść się do słów influencera.
To jest ściema totalna. Nie wiem, czy czasem nie powiedział kwoty, jaką dostał za wszystkie swoje walki. A miał ich siedem. Dostał część kwoty. Przygotowywał się, tracił czas, federacja wykorzystywała jego wizerunek do promocji, stawiał się na każdy program. Jak najbardziej należą mu się pieniążki - był wsparciem promocyjnym dla gali Fame MMA 18. To nie ulega wątpliwościom - stwierdził.
"Boxdel" nie wypowiedział jednak konkretnej kwoty. Fame MMA znane jest z tego, że płaci olbrzymie pieniądze, ale tym razem Dubiel chciał wykorzystać moment i zrobić więcej szumu wokół siebie.