Gwizdami ze strony kibiców zakończyła się 18. edycja gali Fame MMA. Wszystko dlatego, że ostatecznie nie doszło do finalizacji double main eventu. Amadeusz "Ferrari" Roślik pokonał - na punkty, po trzech rundach - Kacpra Błońskiego, ale medycy nie dopuścili go do drugiej walki - z Marcinem Dubielem.
Możesz przeczytać także: Odrzuciła propozycję z "Playboya". Zdradziła dwa powody
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Według informacji od organizatorów, Roślik ma pęknięty oczodół, złamany nos oraz rozcięty łuk brwiowy. Nie chcieli ryzykować jego zdrowiem, choć "Ferrari" był zdeterminowany, aby wyjść do klatki po raz drugi.
Dubiel po zakończeniu gali porozmawiał z Mateuszem Kaniowskim. Przyznał, że przygotowania do tej walki były dla niego trudne, bo zupełnie nie wiedział, co się wydarzy.
Od samego początku do samego końca nie wiedziałem, na co mam się nastawiać. Nie trenowało się z tym łatwo. Nawet tutaj nie rozgrzewało mi się łatwo, bo nie wiedziałem, na co mam się przygotować - przyznał.
Influencer dodał także, że gdyby "Ferrari" został dopuszczony do drugiej walki, skończyłoby się to najszybszym nokautem w historii Fame MMA.
Pobić chłopa ze złamaniami - nie byłoby to dla mnie satysfakcjonujące. Historia, którą on próbuje napisać, nie wychodzi mu. Dalej mam sentyment do tej postaci - bawi mnie - dodał Dubiel.
W pewnym momencie wywiadu Dubiel rzucił też:
To najłatwiejsze półtorej bańki w moim życiu.
Fame MMA znane jest z tego, że płaci olbrzymie pieniądze, ale Dubiel niemal na pewno takich nie dostał. Wygląda na to, że chciał w ten sposób zrobić nieco szumu wokół siebie. Tym bardziej, że wiążą go umowy z federacją, które nie pozwalają ujawnić mu dokładnych zarobków.