Od kilku tygodni wokół Roberta Lewandowskiego trwa niezłe zamieszanie transferowe. Wszystko za sprawą samego polskiego napastnika, który kilka tygodni temu, bez ogródek wypalił, że jego kariera w Bayernie Monachium dobiegła końca i chciałby nowych wyzwań.
Tym nowym wyzwaniem ma być dla kapitana reprezentacji Polski gra w Barcelonie, hiszpańskiej potędze, która po kilku słabszych latach (zwłaszcza z powodów finansowych) chce się odbudować. Pomóc mają w tym m. in. bramki strzelającego jak na zawołanie w Bundeslidze Roberta Lewandowskiego.
Kłopot polega jednak na tym, że polski napastnik ma jeszcze przez rok ważny kontrakt z Bayernem, a działacze mistrza Niemiec nie chcą nawet słyszeć o sprzedaży swojego najlepszego gracza. - Wypełni kontrakt - mówił już kilka razy na łamach niemieckich mediów Olivier Kahn, szef monachijskiego klubu i były znakomity bramkarz.
Barcelona jednak nie odpuszcza i przedstawiła już dwie oferty za Lewandowskiego. Pierwsza na kwotę 32 milionów euro nie zadowoliła działaczy Bayernu. Hiszpanie złożyli drugą ofertę, ale podnieśli kwotę wykupu do 35 milionów. To także za mało dla niemieckich prezesów.
Spekuluje się, że tylko przy kwocie 50 milionów euro i wyższej rozważą sprzedaż polskiego napastnika, a i to nie jest pewne. Wydaje się nawet, że działacze Bayernu są przekonani, że Lewandowski zostanie, bowiem... przestali się starać o jednego z piłkarzy, który ewentualnie mógłby zastąpić Polaka.
Chodzi o Sasa Kalajdzica, napastnika VfB Stuttgart. Zdaniem dziennikarzy portalu abendzeitung-muenchen.de, 24-letni Austriak na pewno tego lata nie trafi do klubu z Monachium. Takie informacje tylko podsycają plotki, że spełni się niekorzystny dla Lewandowskiego scenariusz i szefowie Bayernu nie pozwolą mu - mimo wielkich zasług dla klubu - na przedwczesne odejście do wymarzonej Barcelony.
Czytaj także: Były trener Legii przemówił. Wbił szpilkę klubowi
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.