W ostatnim czasie na Mateusza Borka spadła krytyka za to, że pozwolił pięściarzowi, z którym współpracuje, na walkę w organizacji Fame MMA. Chodzi o Kamila Łaszczyka, który podjął wyzwanie we freakowej organizacji i w spektakularny sposób pokonał Amadeusza "Ferrariego" Roślika.
Możesz przeczytać także: KSW znów na PGE Narodowym? Zawodnik się wygadał
Borek z bliska przyglądał się temu, co działo się w klatce umiejscowionej w krakowskiej Tauron Arenie. Z kolei w jednym z programów w Canal+ Sport zdradził, że sam miał propozycję stoczenia walki we freakowej organizacji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Akurat były urodziny jednego z właścicieli, więc siedzieliśmy sobie przy stole, rozmawialiśmy. I mniej więcej co dwie godziny podnoszona była stawka. Ale nawet jeśli byłaby to stawka bardzo duża, historyczna, to wydaje mi się, że - 50 lat kończę w listopadzie - nie chce mi się wygłupiać. Robię bardzo dużo poważnych rzeczy - przyznał.
Możesz przeczytać również: Smuda zapytany o Michniewicza. Odpowiedź była wymowna
Komentator sportowy ocenił gale freakowe jako pewnego rodzaju fenomen społeczny. Już same konferencje prasowe przed takimi wydarzeniami przyciągają zdecydowanie szersze grono odbiorców, niż na przykład profesjonalny boks w Polsce. Nie wyobraża sobie jednak, aby sam przekroczył pewną granicę.
Trudno mi sobie wyobrazić, by komentator meczów reprezentacji w TVP, komentator poważnych meczów Bundesligi. współwłaściciel Kanału Sportowego poszedł nawet za dobre pieniądze, bić się do klatki - skwitował.
Możesz przeczytać także: Skoczkowie powalczą o... zegarek. Znamy jego wartość