Przed weekendem rywalizacji w Kanadzie Charles Leclerc zapowiedział, że uczci ikonę Formuły 1 oraz Scuderii Ferrari, Gilles'a Villeneuve. Chodziło oczywiście o specjalne malowanie na kasku, które miało nawiązać do charakterystycznych barw legendy F1.
Zaskoczył tym rodzinę Villeneuve, która nie została poinformowana o takim zamiarze. Uwagę zwrócił na to syn legendy, Jacques, który był obecny na torze w roli eksperta telewizyjnego.
Podczas drugiego treningu Leclerc nie pojawił się w specjalnie przygotowanym kasku. Jak przekazał wówczas Ted Kravitz na antenie Sky Sports, rodzina miała nie być zadowolona z obecności logo Ferrari i innych sponsorów na kasku. Kwestia ta, a także samego motywu powinna być - ich zdaniem - przedyskutowana wcześniej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Leclerc naprawił błąd
W głównej mierze chodzi o to, iż motyw jest zastrzeżonym znakiem towarowym. A prawami do wizerunku zajmuje się siostra Jacquesa, Melanie Villeneuve. Do niej w piątkowe popołudnie Leclerc zadzwonił z przeprosinami za brak kontaktu w tej sprawie.
W sobotę na torze pojawiły się ona i jej matka, korzystając z zaproszenia Ferrari. Wówczas oficjalnie udzielono pozwolenia Monakijczykowi na jazdę w specjalnym kasku przygotowanym na cześć Gilles'a.
Wcześniej jednak kibice w mocnych słowach wypowiedzieli się na wydarzenie, które miało miejsce podczas treningu. Jacques nazwał ich "ludźmi, którzy poczuli potrzebę obrażania mnie i mojej rodziny".
"Na szczęście wszystko się wyjaśniło, ale wolelibyśmy odbyć takie dyskusje przed weekendem, co oddałoby szacunek i byłoby profesjonalne. Niestety jednak incydent został rozdmuchany i przerodził się w niepotrzebne kontrowersje" - wyznał syn legendy F1 za pośrednictwem Instagrama.
Grand Prix Kanady zakończyło się zwycięstwem Maxa Verstappena. Z kolei Charles Leclerc zajął czwarte miejsce.