Do koszmarnych wydarzeń doszło w listopadzie 2019 roku. Wówczas hokeiści Wielkiej Brytanii rywalizowali w kwalifikacjach olimpijskich z Malezją i pokonali rywali 5:2, Sam Ward był jednym z bohaterów spotkania, strzelając dwie bramki. Po meczu również o nim mówiło się najwięcej, ale nie ze względu na świetny występ, ale na to, co stało się w jednej z akcji.
Piłka uderzona przez jednego z kolegów Warda, lecąca z prędkością około 50 mil na godzinę, uderzyła hokeistę w twarz, w okolice lewego oka. To był moment, w którym wszyscy obecni na placu gry zamarli - twarz Warda zalała się krwią, natychmiast trafił on do szpitala.
A tam usłyszał wyrok - zmiażdżona siatkówka lewego oka, uszkodzony oczodół. Opuchlizna na twarzy była tak duża, że przez 10 dni musiał czekać na zabieg. Wstawiono mu aż cztery metalowe płytki i 31 śrub. Kilka dni później okulista w Londynie przekazał mu najgorsze informacje - widzenie w lewym oku utracił bezpowrotnie.
Do Tokio jedzie po złoto
Choć wydawało się, że po tak traumatycznych zdarzeniach Ward nie może kontynuować kariery, hokeista nie porzucił sportu i znalazł się w kadrze Wielkiej Brytanii na igrzyska olimpijskie w Tokio. Podczas rywalizacji w hokeju na trawie zobaczymy go w specjalistycznej masce.
Bardzo ciężko pracowałem z wieloma różnymi okulistami i neurologami. Moja gra jest wciąż taka sama - wkładam głowę tam, gdzie może boleć i gram tak mocno fizycznie, jak to możliwe. Do maski trzeba się trochę przyzwyczaić. Jest przymocowana do twarzy i bardzo się nagrzewa w upale. Ale tego już nawet nie zauważam - przyznał, cytowany przez thesun.co.uk.
Jego determinacja poza boiskiem została nagrodzona w najlepszy możliwy sposób. Ward zapowiada, że na igrzyska jedzie po medal. Taki sukces byłby pięknym happy-endem całej historii.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.