Michał Cichy od lat jest blisko sportów walki. Do tej pory mogliśmy go poznać jednak od strony dziennikarskiej. Na galach PRIME występował w roli prowadzącego konferencje, ważenia, prowadził też wywiady po walkach. Teraz sam wszedł do klatki, gdzie zmierzył się z Adrianem Ciosem, aktorem i influencerem.
Czytaj także: Tego jeszcze nie było. Tak nazwał "Lewego"
W opinii wielu to właśnie Cios był zdecydowanym faworytem do wygranej w tym pojedynku. Przemawiało za nim również doświadczenie, bo do klatki w sobotę wszedł po raz czwarty. Między zawodnikami zrobiło się gorąco już na ważeniu. Cichy podczas "face to face" wymierzył Ciosowi "plaskacza", chcąc ukarać go za to, że nie zmieścił się w limicie wagowym.
Podczas sobotniego pojedynku obaj mieli zupełnie inną strategię. Cichy walczył spokojnie i rozważnie. Cios próbował zrywami dobrać się do skóry rywala i przed czasem zakończyć pojedynek. W pierwszej rundzie był tego blisko, ale dziennikarz zdołał się odbudować.
W dwóch kolejnych rundach Michał Cichy konsekwentnie punktował rywala, z kolei Ciosowi wyraźnie brakowało sił. Sędziowie werdyktem zdecydowali o losach tego pojedynku, przyznając wygraną dziennikarzowi.
Zwycięzców się nie osądza. Zachowam honor i pogratuluję Michałowi wygranej. Trochę słabo kondycyjnie byłem przygotowany. Miałem kilka akcji, dwie prawie kończące. Zabrakło mi siły na dobicie. Werdykt jest zrobiony pod zasięgi - skomentował Cios tuż po walce.
Zobacz również: Hit sieci. Spójrz, w jakim stroju wysiadł Lewandowski
Jednak mnie spięło. Myślałem, że jestem wyluzowany. W trzeciej rundzie czułem, że prowadzę. Chciałem wygrać, bo pierwszy raz przy takiej publiczności to coś niesamowitego. Wiedziałem, że wygrałem, ale byłem zły na siebie. Jestem niezadowolony z tej walki - ocenił z kolei Cichy.
Dziennikarz już wie, że chciałby po raz kolejny wyjść do klatki. Na kolejny pojedynek postanowił wyzwać "Szalonego Reportera", również znanego z medialnego świata freak fightów.