Walka Marcina Najmana i Jacka Murańskiego miała być zwieńczeniem trwającego od wielu miesięcy sporu. W tym czasie obaj zawodnicy wielokrotnie obrzucali się wyzwiskami, a podczas ich spotkań w programach i konferencjach promujących galę dochodziło do rękoczynów.
Emocje zwiększał fakt, że walka została zakontraktowana na brutalnych zasadach "dirty boxing". Skonfliktowani zawodnicy zmierzyli się w boksie na małe rękawice, a reguły starcia dopuszczały m.in. ciosy łokciami i uderzenia z główki.
Ostatecznie walka okazała się dużym rozczarowaniem. Obaj zawodnicy ruszyli na sobie z dużym impetem. Po zaledwie kilkudziesięciu sekundach Najman otrzymał cios od rywala i padł na ziemię.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jest ogromny niedosyt. Mistrz Europy w boksie, bo ma ten pas. To jest hańba. Zakontraktował pojedynek na cztery rundy, byłem tak zawiedziony, że krzyczałem, aby świnia wstawała. I ta rura chciała walczyć z Tomkiem Adamkiem, z naszym mistrzem w boksie? On nawet nie jest godny czyścić mu buty - tłumaczy w rozmowie z MMA.pl Jacek Murański.
Najman zawiódł kibiców
Najman utrzymywał, że otrzymał niedozwolony cios, jednak komentatorzy Clout jednoznacznie orzekli, że zważywszy na brutalną formułę walki, "El Testosteron" powinien kontynuować starcie. Równie wściekły był Murański, który ewidentnie liczył na dłuższą bijatykę.
Z tego co wiem, to Najmana wywieźli na SOR. Nie ma go w pokoju medycznym, ma uszkodzenie oka (...) On już poczuł moją góralską siłę i wiedział, że będę się nad nim znęcał. Chciałem walczyć z nim aż do czwartej rundy. Wyszła jednak z tego niecała minuta - dodaje.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.