W holenderskiej Eredivisie zmierzyli się piłkarze Vitesse Arnhem i Sparty Rotterdam. Od początku na stadionie panowała niezdrowa atmosfera, która w końcówce doprowadziła do przerwania meczu. Sędzia Rob Diepernik i tak wykazał się dużą cierpliwością wobec publiczności, która zachowywała się karygodnie.
Kibice Vitesse wrzucili na boisko odpalone race, a jedna z butelek poleciała z trybun w bramkarza Madukę Okoye. Zawodnik Sparty obronił w tym meczu strzał z rzutu karnego, czym "podpadł" kibicom gospodarzy.
W doliczonym czasie na boisko przedostała się z trybun niepowołana osoba. Nie wiadomo, jaki był cel jej rajdu w kierunku Maduki Okoye, ale bramkarz nie przyglądał się bezczynnie incydentowi. Z furią krzyknął w kierunku kibica, a ten wyraźnie zwątpił w konfrontację. Wziął nogi za pas i postanowił czym prędzej uciec z boiska.
To czarny dzień dla rodziny Vitesse i prawdziwych kibiców, a nie dla dwóch czy trzech wściekłych ludzi, którzy wszystko zniszczyli – mówi Pascal van Wijk, trener Vitesse.
Czytaj także: Kibic nie krył ekscytacji. Ledwo ustał na nogach
Holenderski Związek Piłki Nożnej przedstawił klubom trzy możliwości rozwiązania sytuacji. Mogą one przyznać zwycięstwo Sparcie, ponieważ prowadziła ona 1:0 w momencie przerwania meczu. Drużyny mogą dograć brakujące siedem minut albo powtórzyć całe spotkanie.
Czytaj także: Awantura na boisku. Padły skandaliczne obelgi