Wystarczyła tylko jedna bramka. To trafienie Kingsley'a Comana zadecydowało o wyłonieniu triumfatora tegorocznej Ligi Mistrzów. Bayern Monachium po siedmiu latach odzyskał tytuł w najważniejszych europejskich rozgrywkach i ponownie zdobył potrójną koronę (Bundesliga, Puchar Niemiec, Liga Mistrzów).
Robert Lewandowski jest przeszczęśliwy. To tego trofeum brakowało mu w karierze. Mówiono mu, że z Bayernem tego nie osiągnie, bo w Europie są lepsze drużyny. Tymczasem Bawarczycy w tym sezonie grali fenomenalnie, odkąd w listopadzie drużynę przejął Hansi Flick.
Tym razem to nie Robert Lewandowski był bohaterem finału. Jego zasługi dla Bayernu Monachium w tym sezonie są jednak ogromne. Był królem strzelców Bundesligi, a teraz Ligi Mistrzów. Nie pobił co prawda rekordu 17 bramek Cristiano Ronaldo, bo zanotował ich 15. Jednak warto zauważyć, że kiedy Portugalczyk zaliczył historyczny wynik, to rozegrał więcej spotkań.
Polski napastnik był tak szczęśliwy, że mistrzowskie trofeum rano znalazło się w jego łóżku. "Woke up like this", czyli w wolnym tłumaczeniu "Obudzić się w taki sposób" - podpisał fotkę Lewandowski. Przynajmniej wiadomo, że była w bezpiecznych rękach po nocnym świętowaniu drużyny.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.