W Polsce Mateusz Gamrot był gwiazdą największej federacji MMA - KSW. Jego marzenia sięgały jednak jeszcze wyżej, dlatego za wszelką cenę chciał dostać się do UFC. Tam najpierw doznał pierwszej porażki w zawodowej karierze, jednak w pozostałych dwóch walkach nie pozostawił złudzeń rywalom.
Polak w kapitalny sposób wygrał ostatni pojedynek w największej organizacji MMA na świecie. Podczas gali w Las Vegas już po 65 sekundach "Gamer" poddał doświadczonego Jeremy'ego Stephensa.
Warto podkreślić, że Gamrot trzeci raz z rzędu otrzymał także bonus od federacji, co oznacza, że poza stałym wynagrodzeniem na jego konto trafi dodatkowe 50 tysięcy dolarów.
Gamrot w świątyni hazardu. Jak świętował?
Gamrot i jego cały zespół mieli wielkie powody do świętowania. Ostatnia gala UFC odbyła się w Las Vegas, czyli światowej stolicy rozrywki. Miasto kojarzone jest przede wszystkim z kasynami, zakupami, restauracjami i luksusowymi hotelami.
To, co się dzieje w Vegas, zostaje w Vegas jak to mówią, ale oczywiście zagraliśmy w kasynie, byliśmy się przejść przez Fremont Street, gdzie dużo się dzieje. Nie mieliśmy też dużo czasu, żeby gdzieś tam latać wszędzie - powiedział Gamrot w rozmowie z Andrzejem Kostyrą z Superexpresu.
Czytaj także: Poszła na całość. Wielka metamorfoza Justyny Żyły
Polski wojownik w kolejnym pojedynku, a ten planuje stoczyć pod koniec roku, chciałby otrzymać rywala z czołowej "15" rankingu kategorii lekkiej. Media sugerują, że powinien zmierzyć się z Armanem Carukjanem, który legitymuje się rekordem 16 zwycięstw i 2 porażek w MMA.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.