W nocy z poniedziałku na wtorek czasu polskiego odbyło się spotkanie Sacramento Kings - New Orleans Pelicans. Mecz rozgrywany był nie tylko w ramach rozgrywek NBA, ale i debiutującego w tym sezonie Pucharu Ligi.
Stawką był awans do półfinału, który uzupełni drużyna Los Angeles Lakers lub Phoenix Suns. Początek starcia należał do gospodarzy, później jednak do głosu zaczęli dochodzić koszykarze Pelicans.
To zespół z Nowego Orleanu zwyciężył 127:117. Podczas rozgrywanego w Kalifornii spotkania doszło do tragedii. W pierwszej kwarcie musiał zainterweniować zespół medyczny.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Reakcja była natychmiastowa. Ratownicy przeprowadzili resuscytację krążeniowo-oddechową - przekazano w oświadczeniu.
Niestety, życia kibica nie udało się uratować. Rzecznik Sacramento Metro Fire Department przekazał, że zmarły to około trzydziestoletni mężczyzna. W chwili przybycia karetki nie reagował. Po 20 minutach lekarz stwierdził jego zgon.
Mecz nie został przerwany ani na moment. Zawodnicy nie byli świadomi sytuacji, do jakiej doszło na trybunach. Potwierdził to podczas konferencji prasowej Keegan Murray, silny skrzydłowy Sacramento Kings.
Jako zespół składamy kondolencje. Mam nadzieję, że jego rodzina ma zapewnioną odpowiednią opiekę - powiedział koszykarz.
Służby nie podały, jakie były przyczyny śmierci kibica. Głos na portalu X zabrał ponadto zawodnik Kings Malik Monk. "Słyszałem informacje o kibicu. Moje kondolencje dla rodziny zmarłego" - napisał.
Sacramento Kings do gry powróci 11 grudnia. Tego dnia podejmować będzie Brooklyn Nets.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.