Walka Marcina Najmana i Jacka Murańskiego miała dostarczyć kibicom freak fightów ogromnych emocji. Skonfliktowani zawodnicy zmierzyli się w brutalnej formule, w której dozwolone były ciosy łokciami i uderzenia głową. Co więcej, w czwartej, nielimitowanej czasowo rundzie, miały dojść tzw. soccer kicki i stompy.
Widzowie nie mieli jednak okazji zobaczyć żadnej z wymienionych technik. Najman po kilkudziesięciu sekundach otrzymał cios pięścią od rywala i padł na deski. "El Testosteron" reklamował co prawda, że został trafiony palcem w oko, jednak sędziowie nic sobie z tego nie robili i orzekli o zwycięstwie Murańskiego przez techniczny nokaut.
W późniejszym czasie Najman utrzymywał swoją wersję o urazie oka, który uniemożliwił mu dalszą walkę. Mówił o tym jeszcze w nocy, gdy relacjonował wizytę na SOR-ze i zakładanie opatrunku na jego oku. Do sytuacji wrócił także następnego dnia, a w krótkim nagraniu zamieszczonym na Instagramie przekazał, że nadal odczuwa skutki wczorajszego nokautu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kontuzja oka, której doznałem wczoraj w walce, nie pozwoliła mi kontynuować tego pojedynku, z uwagi na to, że ja w tamtym momencie nie widziałem kompletnie nic na to oko. Później zacząłem wszystko widzieć podwójnie i tak widzę właściwie do tego momentu - mówił Najman.
W dalszej części relacji przekazał również, że w niedzielę uda się na dodatkowe badania, które mają dokładnie wyjaśnić, jakiego konkretnie urazu doznał. Dodatkowo dość lekceważąco wypowiedział się o sile nokautującego ciosu Jacka Murańskiego.
Wczoraj na SOR-ze miałem tylko zaopatrywane to oko. Dzisiaj jadę zdiagnozować tę kontuzję. Ten barbarzyńca w żaden sposób nie powinien wygrać, ale, gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą i takie kontuzje się zdarzają. Tam nie było żadnego intencjonalnego faulu. To było po prostu uderzenie, które żeby była jasność - wcale nie było mocne, natomiast oberwałem kciukiem w oczodół i doszło do uszkodzenia mojego oka.