W gronie najlepszych rozgrywających na świecie można spokojnie umieścić Joannę Wołosz. W ostatnim sezonie jej klub Prosecco Doc Imoco Conegliano zwyciężył praktycznie na każdej możliwej płaszczyźnie, a walnie przyczyniła się do tego właśnie nasza siatkarka.
Wołosz jest także kluczową postacią reprezentacji Polski kobiet, prowadzonej przez Stefano Lavariniego. Nasza rozgrywająca i włoski selekcjoner mieli spory wpływ na to, że Biało-Czerwone obecnie zaliczają się do światowej czołówki, zajmując 3. miejsce w światowym rankingu FIVB.
Tymczasem 34-latka po awansie Polek na igrzyska olimpijskie 2024 w Paryżu zdecydowała się na szokujące wyznanie. Otóż jest zmuszona mierzyć się z hejtem ze strony naszych kibiców. Podkreśliła wówczas, że we Włoszech nie musi nikomu nic udowadniać, a inaczej jest tu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W rozmowie z Interią Wołosz miała okazję wrócić pamięcią do tamtejszego wywiadu. I ponownie wyznała, że jej zdaniem czuje się bardziej doceniona przez Włochów, niż Polaków.
- Dostawałam mnóstwo wiadomości. Wiadomo, nie były jakieś pokrzepiające, typu: wracaj do Włoch, tam lepiej ci idzie. (...) Obrywało mi się. To nie było miłe. To, co powiedziałam też w wywiadzie, to mi się wtedy "ulało". To było coś, co było ze mną przez cały miesiąc. Jak wracałam do dziewczyn po kontuzji, to był temat: dlaczego ciebie nie ma w kadrze? A, bo pewnie znowu zrezygnowałaś. Moja osoba jest odbierana negatywnie, jeżeli chodzi o poprzednie lata - wyznała nasza rozgrywająca.
Mimo podejścia kibiców nasza siatkarka nie zrezygnowała z występów w kadrze na ten rok. Wciąż jest podstawową rozgrywająca i nie zabraknie jej w składzie na igrzyska olimpijskie, jeżeli nie wyeliminuje jej kontuzja.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.