W nocy z niedzieli na poniedziałek odbył się mecz play-offów MLS, w którym zespół Vancouver Whitecaps podejmował Los Angeles FC. Goście prowadzili od 24 minuty, a drużyna z Vancouver chciała zrobić wszystko, by uniknąć porażki.
Jedną z ostatnich szans na wyrównanie był wykonywany w doliczonym czasie gry rzut rożny. W pole karne przeciwnika wbiegł nawet bramkarz Vancouver, Yohei Takaoka. Obrońcy Los Angeles FC wybili piłkę przed pole karne. W jej kierunku ruszył jeden z zawodników gospodarzy.
I wtedy doszło do kuriozalnej sytuacji. Drogę nadbiegającemu piłkarzowi zabiegł arbiter spotkania, Timothy Ford. Gracz Vancouver upadł na ziemie, a chwilę później zawodnicy Los Angeles przejęli piłkę i pognali w kierunku przeciwnej bramki, zdobywając drugiego gola.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W tym momencie wściekłość piłkarzy z Vancouver sięgnęła zenitu. Na powyższym nagraniu widać, jak kilku zawodników otoczyło arbitra, który przez chwilę znalazł się w niezłych tarapatach. Piłkarze zaczęli agresywnie szarpać za koszulkę sędziego. Za linią boczną wściekał się też trener gospodarzy, Vanni Sartini.
Ostatecznie gol nie został uznany po analizie VAR. Przepisy mówią bowiem jasno, że gdy sędzia przypadkowo przeszkodzi piłkarzom, gra powinna zostać natychmiast wstrzymana. Timothy Ford nie zastosował się jednak do tego przepisu, a fakt, że do całej sytuacji doszło w tak newralgicznym momencie meczu tłumaczy wściekłość zespołu gospodarzy.
Szczerze mówiąc, nie rozumiem. Byliśmy w posiadaniu piłki i straciliśmy ją przez niego. Nie wiem, dlaczego nie oddał nam piłki od razu - wściekał się na konferencji prasowej Sartini.
Fakt, że kontrowersyjna bramka nie została uznana w niczym nie pomógł drużynie z Vancouver, która ostatecznie przegrała 0:1.