To była walka wieczoru gali Prime Show MMA 6. Kasjusz Życiński od początku był w defensywie, kilka razy leżał, aż w końcu sędzia - po konsultacji medycznej - przerwał pojedynek toczony w formule boksu w małych rękawicach.
- Ja jestem zadowolony, że wstaję, chcę walczyć dalej... Sędzia przerwał, ok. Głównie przez oko, że zamknięte i nie widzę - przyznał "Don Kasjo" po walce w rozmowie na kanale "MMA - bądź na bieżąco".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Co ciekawe Życiński dodał, że jego trener nie chciał tej walki. - Trener był wkurzony. Ogólnie nie był za tą walką. Ja może tam jakąś miałem chorą ambicję. Chciałem udowodnić, że w małych (rękawicach - przyp. red.) też go z********* - rzucił.
Co ciekawe pomimo porażki stwierdził, że nie było szans, żeby sam poddał się w trakcie pojedynku. Nawet w momentach, gdzie po ciosach lądował na deskach. - Tak, żebym nie wstał? Tak nie ma, że padnę i nie będę miał chęci wstać - dodał.
Dla "Don Kasjo" była to druga porażka z rzędu. Mit największego i najlepszego boksera we freakach upadł. Sam jednak nadal jest pewny swego. Jego zdaniem przyczyną porażek jest tylko to, że zdecydował się na walki w małych rękawicach. A to zdecydowanie nie to samo.
Zobacz także: Polak chciał wskoczyć na klatkę. Wyszła kompromitacja
Co dalej? - Może muszę do tego dojrzeć, że zakochałem się w boksie, a nie w małych rękawicach. Trzeba wyciągnąć wnioski - stwierdził.
- W boskie jestem niepokonany. Nie widzę gościa lepszego ode mnie we freakach. Tam dawałem też emocje. Wjeżdżałem i się biłem - zakończył.
Wywiadu z "Don Kasjo" nie publikujemy ze względu na dużą liczbę przekleństw. Jest dostępny na YouTube TUTAJ.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.