Po triumfie Johaug było ostro. Duncan Mackay z portalu insidethegames.biz napisał, że "wygrała zawodniczka skazana za dopingowe oszustwo". Wrócił do 2016 roku i wydarzeń, kiedy Norweżka została skazana na 13 miesięcy banicji za stosowanie niedozwolonych środków. Miała stosować clostebol, steryd o działaniu anabolicznym.
Kara była przedłużana. Nie wystąpiła na igrzyskach w Pjongczangu. Okres karencji minął i wróciła na trasy biegowe. W skiathlonie, który inaugurował biegi narciarskie w Pekinie, nie miała sobie równych. Zdobyła swoje pierwsze w karierze olimpijskie złoto indywidualnie.
Johaug zareagowała stanowczo. - Ludzie mogą sobie pisać nagłówki, jakie chcą, odbija się to ode mnie. Zakończyłam tę sprawę - powiedziała NRK.
"The Guardian" uważa, że jej wyjaśnienia były mało prawdopodobne. Nie powinny zostać przyjęte i nie powinna nadal startować. Johaug uważała tę karę za niesprawiedliwą, ale odbyła ją i teraz może już brać udział w zawodach.
- W życiu spłynęło na mnie dużo gó***. Nauczyłam się jednego, nie biorę do siebie opinii ludzi, którzy nie chcą dla mnie dobrze. Oni chcą wywołać we mnie złe emocje. To mnie nie dotyczy - skwitowała biegaczka.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.