Grzegorz Skrzecz to jedna z najbardziej rozpoznawalnych postaci w polskim boksie. Miał on na swoim koncie mnóstwo sukcesów. Dotarł do ćwierćfinału igrzysk olimpijskich w Moskwie (1980), a poza tym wywalczył brązowe medale mistrzostw świata w Monachium (1982) i mistrzostw Europy w Warnie (1983).
Czytaj także: Dramat na przejściu. Kierowca stracił "prawko" [WIDEO]
Poza tym pięciokrotnie sięgał po mistrzostwo Polski. Dominował w latach 1979-1982. W tym okresie czterokrotnie zostawał najlepszym zawodnikiem naszego kraju.
Łącznie stoczył 236 walk. Wygrał aż 204 z nich. W końcu pojął trudną decyzję o zakończeniu kariery. Przy boksie jednak pozostał. Spełniał się w roli trenera, a także eksperta.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niewątpliwie był bardzo charyzmatyczną osobą. To sprawiło, że znalazło się dla niego miejsce również w środowisku filmowym. Pojawiał się w takich produkcjach jak "Chłopaki nie płaczą", "Poranek kojota" czy "Miodowe lata".
Grzegorz Skrzecz nie żyje. Co się stało?
Grzegorz Skrzecz zmarł w środę (15 lutego). Informacja o jego śmierci była wielkim szokiem dla wielu osób. 65-latek nie zmagał się z żadną przewlekłą chorobą i odszedł zupełnie niespodziewanie.
Jak ustaliliśmy, to córka odnalazła martwe ciało legendy boksu. Było to o tyle szokujące, że jeszcze tydzień wcześniej Skrzecz odbył trening z Grzegorzem Proksą i Maciejem Sulęckim, a dwa dni przed śmiercią trenował ze swoim przyjacielem, Krzysztofem Kosedowskim - podaje "Super Express".
Zauważono, że dwa dni przed śmiercią Skrzecz był wręcz okazem zdrowia. Nikt nie spodziewał się tego, że może odejść. Najbardziej prawdopodobną przyczyną zgonu jest zawał serca, na co uwagę zwraca "SE".