W fazie play-off NHL doszło do do kanadyjskiego klasyku, w którym zmierzyły się ekipy Toronto Maple Leafs oraz Montreal Canadiens. Lepsi w tym starciu okazali się goście z Monteralu (wygrali 2:1 - przyp. red.). Jednak po meczu cały sportowy świat nie mówi o wyniku spotkania, a strasznie wyglądającej kontuzji kapitana drużyny z Toronto - Johna Tavaresa.
Zobacz także: Grosicki ucieka od medialnej burzy
John Tavers upadł na lodowisku po zderzeniu z jednym z rywali i nie byłoby w tym nic groźnego. Jednakże w momencie kiedy upadał zderzył się z kolanem rozpędzonego rywala Corey'a Perry'ego. Po tym feralnym uderzeniu hokeista gospodarzy padł niczym rażony gromem.
Służby medyczne bardzo szybko zaopiekowały się Kanadyjczykiem, jednakże początkowo nie były w stanie sobie z nim poradzić. Twarz zawodnika zalała się krwią, a on sam był bezwładny. Wyglądało to przerażająco.
Zobacz także: Popek imponuje formą mimo kontuzji
Ostatecznie kontuzja okazała się na tyle poważna, iż zawodnika trzeba było na noszach znieść z lodowiska. Cała procedura przebiegała w bardzo nerwowej atmosferze. Widać było duże zaniepokojenie zaistniałą sytuacją w obu drużynach.
John Tavares natychmiastowo został przetransportowany do szpitala. Tam okazało się, że skończyło się na wstrząśnieniu mózgu. Kolejne badania nie wskazywały na to, aby stan zawodnika się pogarszał.
Po spotkaniu tłumaczył się Corey Perry. To właśnie jego kolano doprowadziło do tej bardzo niebezpiecznej sytuacji.
Chciałem nad nim przeskoczyć, ale nieszczęśliwie trafiłem go kolanem w głowę - mówił hokeista Montreal Canadiens.
Montreal Canadiens prowadzi z Tornto Maple Leafs 1:0 w pierwszej rundzie fazy play-off. To pierwsze starcie tych kanadyjskich ekip na tym etapie sezonu od 42 lat.
Zobacz także: Polski senator zaskoczył internautów