"The Last Dance" stało się hitem Netflixa. Film przedstawia wiele niepublikowanych dotąd materiałów. Produkcję obejrzeli nie tylko zagorzali fani koszykówki, ale także osoby niezwiązane z tą dyscypliną.
Odbiór filmu był zróżnicowany. Część widzów zarzucało twórcom, że dokument stał się laurką wystawioną Michaelowi Jordanowi. Swoje niezadowolenie okazał m.in. Scottie Pippen, jeden ze współautorów mistrzowskiej sagi "Byków".
Nie wydaje mi się, żeby film aż tak dokładnie pokazywał to, co zostało osiągnięte przez nas w tamtym czasie, w jednej z najwspanialszych epok koszykówki, ale też przez dwóch największych graczy - powiedział Pippen w rozmowie z "The Guardian".
A można było to nawet odłożyć na bok i powiedzieć, że jest to najlepsza drużyna wszech czasów. (...) Sądzę, że bardziej chodziło o to, że Michael chciał się wywyższyć. Do pewnego stopnia przyniosło to odwrotny skutek, bo ludzie zobaczyli, jaki był naprawdę - dodał.
Czytaj także: Nie żyje znany polski kolarz. Miał tylko 42 lata
Pippen rozmawiał o filmie z Jordanem. Powiedział mu, że nie jest z niego zadowolony. Jordan miał to przyjąć i odpowiedzieć "okej, masz rację".
"The Last Dance"
Ówczesny trener Chicago Bulls Phil Jackson nazwał sezon 97/98 "The Last Dance". Zawodnicy i sztab byli przekonani, że pewna era dobiega końca i że może to być ich ostatni sezon w tym składzie.
Mimo wielu trudów "Byki" sięgnęły po tytuł. W finale NBA zespół z Chicago pokonał Utah Jazz 4:2. Po sezonie Jordan zakończył karierę, a kluczowi zawodnicy odeszli do innych ekip. Chicago Bulls w rozgrywkach 98/99 zaliczyło najsłabszy bilans w lidze.
Film "The Last Dance" nie spodobał się klubowym kolegom Jordana. Otwarcie produkcję skrytykował także m.in. Horace Grant, który nazwał go "donosicielem".
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.