Agnieszka Radwańska to niewątpliwa ikona polskiego tenisa. Na jej koncie pojawiło się mnóstwo sukcesów. Problemy zdrowotne sprawiły, że zdecydowała się na zakończenie kariery. Taką decyzję podjęła cztery lata temu.
Kariera tenisowa sprawiła, że Radwańska sporo zarobiła. Sportsmenka wie, jak pomnażać majątek. Zgromadzone środki zainwestowała w nieruchomości. Teraz natomiast spełnia się w roli matki - razem z mężem Dawidem Celtem wychowuje synka Kubę.
W zrobieniu wielkiej kariery Radwańskiej pomógł ojciec. Do 2011 roku był jej trenerem. Dla córki był bardzo surowy. Nie było mowy o taryfie ulgowej.
Przez 15 lat treningów z ojcem nigdy nie padło pytanie: jak się czujesz? Wszystko było idealnie zaplanowane, ale tata nie pytał, jakie są moje przemyślenia, jak widzę daną sprawę. Wszystko narzucał z góry. Liczyło się tylko to, co on mówił. Nieustannie tłumiłam uczucia i potem nie potrafiłam inaczej. Przez pewien czas funkcjonowaliśmy w trybie mecz - wojna z tatą. Po porażkach nieraz nie odzywał się dwa dni. Nie mieliśmy kontaktu. Nie wiedział, co się dzieje ze mną i Ulą, widziałyśmy się z nim dopiero w taksówce na lotnisko. Panował okrutny reżim - powiedziała Agnieszka Radwańska w rozmowie z WP SportoweFakty.
"Isia" skierowała wiele mocnych słów pod adresem ojca. Okazuje się, że absolutnie nie respektował on jej porażek. Wywierał gigantyczną presję.
Czułam strach, myśląc, jak zareaguje na potknięcie ojciec. W jego słowniku nie istniało słowo "porażka". Niesamowicie się wściekał. Z biegiem czasu coraz mniej go słuchałam, a potem wręcz unikałam. Dlatego skończyło się naszym zawodowym rozstaniem - podkreśliła.
Agnieszka Radwańska o ojcu: We wszystkich widział wrogów
Agnieszka Radwańska wyznała również, że jej ojciec "nie rozumiał słowa 'nie", we wszystkich widział wrogów". - Początkowo uczył nas dyscypliny, lecz kiedy byłyśmy nastolatkami, mógł czasem spytać, jak się czujemy i co nam siedzi w głowie, a tego nie robił. Żyłyśmy z Ulą jak w klasztorze. Liczył się tylko tenis - kontynuowała.
Kiedy dzwonił po awanturze, mówiłam mu: "Wolę być na 400. miejscu w rankingu niż na dziesiątym, ale daj mi wreszcie święty spokój". W pewnym momencie nie byłam w stanie normalnie funkcjonować, cały czas przypuszczał na mnie atak. Z jednej strony jestem tacie wdzięczna, bo gdyby nie on, nie osiągnęłybyśmy sukcesu. Z drugiej – nie da się wymazać z głowy złych chwil. To przecież trwało latami. Dziś, jako mama, nie potrafiłabym wychowywać dziecka w ten sposób - spostrzegła Radwańska.
Ojciec Agnieszki odniósł się już do jej zarzutów. - Jeśli chcemy, by dzieci odniosły sukces, często zabieramy im część dzieciństwa. Tak jest w każdym sporcie, nie tylko w tenisie. Przecież zdaje pan sobie z tego sprawę. To nie tak, że kładziesz się pod stołem, wyciągasz tylko po coś rękę i osiągasz sukces. Panowała w naszym zespole afirmacja pracy. Podkreślam jeszcze raz: współpracę z córkami oceniam jako bardzo dobrą. Gdyby były krzyki, wrzaski, to przecież nie dawałoby to wyników. Nigdy nie przekroczyłem granic - ocenił za pośrednictwem WP SportoweFakty.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.