Podczas lekkoatletycznych Mistrzostw Świata w Eugene w kadrze naszych biegaczek wybuchła niemała afera. Przypomnijmy, że Anna Kiełbasińska wycofała się ze startu w sztafecie mieszanej 4x400 metrów, kiedy sztab poinformował ją, że będzie musiała pobiec dwa razy - w eliminacjach oraz finale.
To efekt niedopatrzenia ze strony Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, bowiem okazało się, że między eliminacjami a finałem można dokonać tylko jednej zmiany. Początkowo Anna Kiełbasińska miała wystartować tylko w finale. Nie była gotowa na dwa biegi w krótkim czasie - w obliczu nadchodzących startów indywidualnych. Koleżanki Kiełbasińskiej nie szczędziły mocnych słów w jej kierunku po tej decyzji.
Ona dostała szansę biegania, miała być filarem sztafety w finale, zrezygnowała i nie rozumiem roszczeń z jej strony. Tym oświadczeniem zepsuła całą atmosferę. Duch drużyny zaginął. Zawsze tworzyliśmy zgrany zespół. Od lat jestem w tej sztafecie i nigdy taka sytuacja nie miała miejsca. Coś jest nie w porządku - mówiła wówczas Justyna Święty-Ersetic.
Czytaj również: Agresor wtargnął na boisko. Piłkarze w niebezpieczeństwie
Po blisko dwóch miesiącach od tych wydarzeń Kiełbasińska wróciła do sprawy w programie "Hejt Park" w Kanale Sportowym.
Nikt nie powiedział wprost, kto jest za to odpowiedzialny. Fakt jest taki, że ktoś tego nie doczytał. Ten przepis został ustanowiony pod koniec listopada 2021 roku i też wtedy o nim nie wiedziałam - przyznała polska biegaczka.
Trzykrotna medalistka ostatnich Mistrzostw Europy opowiedziała także o relacjach w kadrze po wspomnianych zdarzeniach. Okazuje się, że sprawę "przegadała" tylko z jedną zawodniczką.
Ciężko mi odpowiadać za inne osoby. Porozmawiałam na ten temat szczerze tylko z jedną z dziewczyn, z Igą (Baumgart-Witan - przyp. red.), co bardzo doceniam. Szkoda, że nie było przestrzeni na to ze wszystkimi. Liczę, że czas goi rany - dodała.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.